piątek, 26 października 2012

48 godzin - 2 rozdział



Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 1875
Tłumaczka: NiQusia
Beta: Nat



48 godzin


Rozdział drugi

            W Los Angeles było chłodniej niż się spodziewałem, ale oprócz tego nic mnie dzisiaj nie zaskoczyło. Po tym jak opuściliśmy samolot, całą grupą skierowaliśmy się ku strefie bagażowej. Chanyeol, Baekhyun i Jongin prowadzili naszą grupę, przez co słyszałem jedynie głośne paplanie Baekhyuna i przesadzony śmiech Chanyeola.
            Junmyeon, Kyungsoo, Jongdae i Minseok ciągnęli się tuż za nimi. Luhan i Sehun przylgnęli do siebie jak zwykle, jakby to miało zapewnić, że nikt ich nie rozpozna. Zitao szedł u mojego boku i bez przerwy narzekał, że jego kolejne zdjęcia sprzed debiutu wypłynęły do Internetu. Yixing tak jak zwykle zamykał nasz pochód ze słuchawkami na uszach, rozglądając się ciekawsko dookoła.
            Zwolniłem kroku, by Lay mógł mnie dogonić.
 - Powinieneś przestać chodzić ze słuchawkami, bo nie usłyszysz jak inni będą cię wołać – pouczyłem go. Na jego twarzy pojawiła się zamyślona mina, która po chwili zmieniła się w zrozumienie.
 - Ach, nie ma problemu – odpowiedział, ale mimo to nie zdjął słuchawek. Odwróciłem się i ponownie zalała mnie fala żalów wylewanych przez Zitao. Sam nie byłem w najlepszym nastroju z powodu bezsenności na którą ostatnio cierpiałem oraz faktu, że Zhang Yixing dostał burę od menadżera za zasugerowanie krótkiego wypadu do domu, co oznaczało, że i moje plany kilkudniowego powrotu w rodzinne strony szlag trafił.
 - O co chodzi? Masz minę jakby ktoś ci zabił rodziców. Znów źle wymówiłem jakieś słowa? – gdy czekaliśmy na nasz bagaż, Luhan zawsze rzucał takie teksty, zwłaszcza do osób, które nie miały ochoty rozmawiać.
            Zhang Yixing zdjął słuchawki i wymamrotał:
 - On tylko w ciszy płacze nad twoim życiem.
 - Moje życie było wspaniałe, szczególnie zanim cię poznałem – powiedział Luhan, rozglądając się dookoła. – A jeśli uda mi się dojść do samochodu bez żadnego zwichnięcia, moje życie będzie absolutnie perfekcyjne. Poza tym nie ogoliłeś się dobrze – burknął do Yixinga.
 - Za to ty wczoraj nie ogoliłeś nóg, czułem silną obecność męskiego zapachu dzisiaj w samolocie – odparł Yixing, poprawiając kołnierzyk.
 - O co chodzi, jesteś napalony? – zaśmiał się Luhan. – Jeśli potrafisz, powiedz to podczas jutrzejszego wywiadu.
 - Bariera językowa – Yixing pokręcił głową. – Mógłbym o tym wspomnieć w Hunan, ale LA to nie moja działka. Pozwolę żeby lider użył swojego perfekcyjnego angielskiego i w moim imieniu wyraził co czuję.
 - Moglibyście przestać być tak obrzydliwi… - na twarzy Zitao pojawiło się zniesmaczenie. – Zachowujecie się przy ludziach jakbyście byli jedną osobą, Sehun już ci nie wystarcza?
 - O czym mówicie? – wtrącił się Oh Sehun swoim zimnym, nosowym głosem.
 - O niczym ważnym – Luhan się do niego uśmiechnął. – Chcemy zyskać zgodę na krótkie wakacje w tym roku, byśmy mogli wrócić do domu.
 - Wakacje? Kiedy? Jeśli wypadną tak jak ostatnio, będę mógł cię odwieść – zaoferował Sehun.
 - Może… - Luhan posłał zabójcze spojrzenie w stronę Zitao, który cicho chichotał. – Jednak obstawiam, że na 80% nie dostaniemy zgody, skoro twój brat, Yixing dostał już burę od menadżera… Hmm, ale ten zegarek, który kupiłeś, nie jest taki zły.
 - Kupiłem go w jednym sklepie w strefie bezcłowej – Oh Sehun wygładził brwi.
 - Hej! Jak to możliwe, że nie widziałem jak go kupujesz? Kiedy go kupiłeś, dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą, żebym też mógł taki mieć…? – Luhan zaczął jęczeć, a Zitao jedynie przewrócił oczami.
 - Myślicie, że będzie wielu fanów? – spytał Yixing, rozglądając się w koło.
 - Myślę, że nie – odpowiedziałem również się rozglądając. Gdy tylko zauważyłem lustro, zacząłem poprawiać włosy i kołnierzyk.
 - Tak, tak, jesteś najprzystojniejszy na całym świecie – zaśmiał się ze mnie Yixing.
 - Dziękuję – odpowiedziałem mu, nie odwracając wzroku od lustra. – Pierwszy raz słyszę jak prawisz komuś takie komplementy – zamiast odpowiedzi, poczułem lekkiego kuksańca. – Ale jesteś idiotą jak zwykle.
 - IQ żadnego z was nie wzrosło zbytnio. Przykro mi to mówić, ale okres dojrzewania macie już za sobą – zaśmiał się z nas Luhan, ciągnąc za sobą swój bagaż.
 - Po wyjściu szukajcie żółtego busa, nie zgubcie się – pouczyłem resztę grupy i spojrzałem po raz ostatni w lustro, zadowolony z tego jak wyglądam. Zhang Yixing znów się rozejrzał i ponownie założył słuchawki.
            Kilka minut później znaleźliśmy się w lobby lotniska. Liczba fanów, którzy nas powitali była większa niż się spodziewaliśmy, więc mogliśmy jedynie podążać za osobą przed nami za spuszczoną głową.
 - Gdzie zniknął Yixing? – przeskanowałem tłum i zadałem pytanie Luhanowi.
 - Nie szedł za tobą?
 - Kto tak powiedział? – wciąż się rozglądałem, aż zauważyłem go zmierzającego w innym kierunku.
 - Zhang Yixing! – krzyknąłem za nim, ale przez swoje słuchawki nic nie usłyszał. Chanyeol, który widział o co mi chodzi, stanął i zaczął machać rękoma by przywołać chłopaka.
 - Yixing~ chodź tutaj, nie tam~
            Obserwowałem jak uparty Zhang Yixing kierował się w inną stronę. Westchnąłem jedynie i ruszyłem ku niemu.
 - Gdzie znów uciekasz?! – złapałem go za ramię i ściągnąłem słuchawki. – Umarłbyś, gdybyś nie mógł przez chwilę posłuchać muzyki?
            Zhang Yixing spojrzał na mnie zaskoczony i wskazał na coś, co znajdowało się za drzwiami, ku którym szedł.
 - Czy nasz żółty bus…
            Odwróciłem się i zobaczyłem jak Minseok stoi przed busem i macha w naszą stronę.
 - Za mną – pociągnąłem go w stronę, w którą kierowali się inni.
            Nigdy się nie dowiedziałem, że zdanie, którego nie dałem mu dokończyć brzmiało „Czy nasz żółty bus nie stoi tam?”

            5 minut później już wszyscy siedzieliśmy razem w aucie. W fotelu pasażera usadowił się Azjata, który mówił, że należy do personelu. Za kierownicą siedział tubylec.
 - Reszta personelu jedzie drugim busem, wszyscy jedziemy do miejsca, gdzie się zatrzymacie – wytłumaczył płynnym koreańskim. – Niedługo się spotkacie.
 - Mogę spytać – zagaił Kim Junmyeon, - gdzie się zatrzymamy i jak długo zajmie podróż?
            Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
 - Zamieszkacie w bardzo dobrej okolicy, niedługo sami się przekonacie.
 - Cholera! Nie mogę używać telefonu w Stanach? Przecież pytałem o to, powiedzieli mi, że mogę! – Kyungsoo zmarszczył brwi i zaczął grzebać w swojej komórce.
 - Ja też nie łapię sygnału – dodał Chanyeol. – To nic takiego, może trzeba trochę odczekać… patrzcie, patrzcie! Tam wisi nasz plakat! – jego wzrok powędrował na zewnątrz.
 - Faktycznie.
 - Widocznie jesteśmy tu dość popularni.
 - Tylu fanów przyszło nas powitać na lotnisku…
            Wszyscy zebrali się przy szybie i każdy rzucił krótki komentarz. Takie przegadywanie siebie nawzajem to norma podczas naszych spotkań.
            Moją uwagę zwrócił różowy zegarek Sehuna, który nosił Luhan. Obaj właśnie dyskutowali o pierścionku Luhana. Jongin zasnął od razu po wejściu do busa, Zitao cierpliwie ćwiczył przedstawianie się po angielsku, a Chanyeol ułożył głowę na moim ramieniu.
            Zhang Yixing, który jak zwykle był w swoim świecie, nagle odwrócił się w moją stronę, co mnie lekko przestraszyło.
 - Jesteś pewien, że wsiedliśmy do dobrego busa? – spytał.
 - Co jeśli nie? – spojrzałem na niego uważnie, ledwo zauważając, że wszyscy w aucie zaczęli przysypiać. Nawet ja stałem się senny.
            Yixing również wydawał się przemęczony. Spojrzał na swój telefon, potem znów na mnie.
 - Co z tobą? Obudź się, mówię do ciebie…
 - O co ci chodzi? – nie mogłem się skupić, myślałem jedynie o wygrzewaniu się w słońcu.
 - Wczoraj… rozmawiałem przez telefon… z osobą, która nas odbierze… z lotniska… - jego głos wydawał się dobiegać z oddali. – To była kobieta…
            Ostatnie, co pamiętam, to jak zaskoczony chłopak jedną ręką lekko uderzał się w czoło, a drugą potrząsał śpiących członków. Nic więcej nie byłem sobie w stanie przypomnieć.
            Gdy się przebudziłem, jedynie Jongin już nie spał. Wszyscy leżeliśmy na dywanie w salonie. Poczułem jak coś mnie uwiera w szyję.
 - Nie baw się tym. Próbowałem już, nie da się tego zdjąć – powiedział Jongin, siadając na kanapie.
 - Kiedy się obudziłeś?
 - Jakieś pięć minut temu.
            Spojrzałem na zegar, który wskazywał dziesiątą. To znaczy, że spaliśmy ponad cztery godziny.
 - Dlaczego nas nie obudziłeś? – warknąłem, próbując obudzić Luhana.
 - To na nic – odparł beznamiętnym głosem. – Poczekaj chwilę, zaraz wszyscy wstaną.
            Miał rację, w ciągu następnych kilku minut wszyscy zaczęli się przebudzać. Zitao podrapał się po głowie i skierował do toalety, Chanyeol histerycznie zakomunikował, że zniknęła jego torba i komórka, Baekhyun zauważył jak luksusowa jest willa, w której się znajdujemy, a chwilę później zaczął jęczeć jak bardzo chce mu się pić. Sehun spytał o coś Luhana, a ten tylko pokręcił głową. Yixing desperacko próbował zdjąć pierścień, który znajdował się wokół jego szyi, podszedłem do niego i klepnąłem w ręce, sygnalizując by przestał.
            Był to dziwny salon, niezgrany kolorystycznie, w rogu przy drzwiach znajdowało się ogromne lustro, w rogu stała maszyna do tańczenia, a obok schodów znajdował się sejf, zabezpieczony kostką Rubika.
 - Co tu się dzieje? – spytał Junmyeon, podchodząc do mnie i Jongina. Potrząsnął głową, westchnął i zaczął nerwowo poprawiać włosy.
            Jongin wciąż siedział na kanapie i wpatrywał się w drzwi.
 - Żeby otworzyć drzwi wejściowe trzeba znać kod – powiedział nagle.
 - Co? To znaczy, że ktoś nas porwał? – głos Baekhyuna zadrżał, gdy ten zaczął się rozglądać za zgubionym telefonem. Bez skutku.
 - Już odkąd wsiedliśmy do tego busa, coś mi się nie zgadzało – westchnął Luhan. – Ale już jest za późno.
 - Jak to w ogóle możliwe? Przecież dopiero wylądowaliśmy w Ameryce… - spytał Chanyeol.
 - Może to sprawka jakiś szalonych fanów – powiedział Baekhyun z nadzieją w głosie. – Może to tylko żart.
            Wszyscy zamilkli. Nikt nie wierzył w tę teorię.
 - Lepiej żeby tak było – odparł krótko Junmyeon, chowając twarz w dłoniach.
            Nagle Zitao wskazał na ścianę i krzyknął:
 - Patrzcie, coś tam jest!
            Na ścianie obok lustra pojawiły się słowa napisane po angielsku. Czcionka, którą je napisano była słodka, ale ich znaczenie już o wiele mniej.

“Dear boys, welcome to the white paradise, the most magical house in LA.
Let’s play a game.
It’s good for you to know the following things:
Don’t try to get out of the house, it is out of your capabilities.
You have a small magic ring on your neck and there is a small knife hidden inside it. It will give you a little punishment if you break the rules.
You will have to divide yourselves into two teams.
The two boys standing nearest to the door will be the captains. Both of the captains will choose their first team members. The ones who get picked will choose the next members. It goes on like this until nobody is left.
The game is very simple and has only two rules:
1. After 48 hours, only one boy should be alive in this house.
2. The last two boys who are alive should belong to one team.
Good luck my dear boys. We wish you the best of luck in this weekend.
Your housekeepers.”

 - Duizhang, co tam jest napisane? – spytał Zitao, wbijając we mnie wzrok.
            Jeszcze nie oprzytomniałem, jednak na stoperze znajdującym się nad drzwiami pojawił się rząd liczb.

47 h 59 m 59 s







Tłumaczenie napisu:

„Drodzy chłopcy, witajcie w białym raju, najbardziej magicznym domu w Los Angeles.
Zagrajmy.
Musicie jednak znać parę szczegółów:
Nie próbujcie wydostać się z domu, gdyż jest to poza waszym zasięgiem.
Wokół waszych szyi zamontowałem specjalne pierścienie, w których ukryte są małe ostrza. Jeśli złamiecie reguły, czeka was drobna kara.
Musicie podzielić się na dwie drużyny.
Kapitanami drużyn zostaną ci, którzy stoją najbliżej drzwi. Obaj wybiorą po jednym członku  swojej nowej drużyny. Ci, którzy zostali wybrani, wybierają kolejnych. Powtarzacie ten schemat aż wszyscy zostaną rozdzieleni.
Gra jest bardzo prosta i panują jedynie dwie zasady:
  1. Po upłynięciu 48 godzin tylko jeden z was powinien pozostać żywy w tym domu.
  2. Ostatnia para, której uda się przeżyć, musi należeć do tej samej drużyny.
Powodzenia, drodzy chłopcy. Życzymy wam szczęścia.
Wasi gospodarze”

1 komentarz:

  1. Boże, nie zdzierżę omg co to serio... piszę na klawie nat na której nie ma spacji i sram, rozumiecie....? CHCĘ NEXT.

    OdpowiedzUsuń