sobota, 1 grudnia 2012

48 godzin - rozdział 6


Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 1321
Tłumaczka: NiQusia
Beta: Nat


            W południe następnego dnia obudziły mnie odgłosy stukających o siebie szklanek. Rozglądnąłem się po twarzach towarzyszy ze zmarszczonymi brwiami. Zmiana strefy czasowej i strach znacznie na nas wpłynęły, nikt nie mógł oprzeć się zmęczeniu.
 - Co oni tam wyprawiają? – wymamrotał Sehun, przewracając się na drugi bok.
 - Może ktoś przyszedł nas uratować – zamknąłem oczy i zmarszczyłem brwi. – Prawda wyszła na jaw, a na zewnątrz czeka policja.
 - Oczywiście, tak byłoby najlepiej, ale… - zaczął Kyungsoo, – ale nie sądzisz, że przyszli trochę za późno?
 - Wyjdę zobaczyć – zaoferował Baekhyun, przecierając oczy. Gdy tylko skierował się w stronę drzwi, pokonałem zmęczenie i stanąłem na równe nogi.
 - Pójdę z tobą – zaoferowałem.
            Ku naszemu rozczarowaniu w salonie nie zastaliśmy policji; to Chanyeol i Luhan pieczołowicie rozkładali puste kieliszki na niewielkim stoliku. Jongin i Zitao siedzieli na sofie, a w ich rękach znajdowały się po trzy butelki wódki i tequili.
 - Chciało nam się pić, znaleźliśmy kilka butelek alkoholu, wypijmy je razem – przywitali nas tymi słowami.
            Na stoliku narysowany był czarny skorpion. Gdy go zobaczyłem, moje serce zaczęło szybciej bić.
 - Kto to narysował? – spytał nagle Baekhyun.
 - Ja – odpowiedział Chanyeol. – Długo na was czekaliśmy, nudziłem się, więc go narysowałem.
 - Aż tak bardzo tęskniłeś za Krisem…? – Baekhyun podszedł do Chanyeola i lekko go pchnął. Potarł oczy, odwrócił się na pięcie i poszedł do sypialni. Zapukał w drzwi i krzyknął – Wstawać! Będziemy pić wódkę!
            Przyjrzałem się namalowanemu na blacie skorpionowi, a moje serce raz jeszcze zabiło szybciej. Po mojej pamięci krążyło jakieś wspomnienie, ale nie byłem pewien czy przypadkiem nie było snem.
            Niecałe dwie minuty później Sehun powoli wyłonił się z sypialni.
 - Jaki alkohol…? – dziwnie spojrzał na rząd pustych kieliszków.
 - W całym domu nie ma ani kropli wody, ale na drugim piętrze znaleźliśmy kilka butelek… - Chanyeol otworzył wódkę i powoli zaczął napełniać kolejne kieliszki. – Chociaż nie będziemy po tym w najlepszym stanie… na pewno lepsze to niż śmierć z pragnienia – spojrzał na mnie oraz Sehuna i gestem zaprosił do picia.
            Zitao poszedł do stolika i chwycił pierwszy kieliszek od krawędzi. Kolejne dwa wzięli Jongin i Luhan, który następnie pchnął w moim kierunku kolejną szklankę i zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać. Sehun też wyciągnął rękę ale zanim chwycił kieliszek, Chanyeol zabrał go dla siebie i chłopak musiał zadowolić się stojącym obok.
 - Ach… no naprawdę… - Chanyeol poklepał się brzuchu i odłożył kieliszek na swoje miejsce. – Najpierw muszę coś załatwić – powiedział i poszedł do toalety.
 - Ech… Kyungsoo i Yixing wciąż nie wstają… - westchnął po chwili Baekhyun podchodząc do stołu, a tuż za nim kroczył wracający z łazienki Chanyeol. Ich spojrzenia się spotkały i po chwili wahania Baekhyun chwycił jedną ze szklanek, a Chanyeol poszedł w jego ślady. Jednak zauważyłem, że kieliszek, który wybrał, nie był tym samym, który zabrał Sehunowi.
 - Kyungsoo! – krzyknął Jongin. – Wstawaj!
            Luhan bez wahania poszedł do naszej sypialni i wyciągnął z niej Yixinga niemal siłą.
            Na stole zostały już tylko dwa kieliszki. Yixing przetarł oczy i podszedł do nas. Zitao nagle chwycił jeden kieliszek i podał go zaspanemu chłopakowi.
            Kyungsoo, który przyszedł kilka chwil później chwycił ostatni kieliszek ze stołu.
            Zauważyłem, że miny Chanyeola i Kaia były trochę dziwne, a gdy Kyungsoo chwycił kieliszek i zaczął pić, dziwna atmosfera tylko się nasiliła. Zwłaszcza Chanyeol zachowywał się dziwnie, gdy podszedł do Kyungsoo. Jego twarz była blada i uważnie obserwował każdy ruch chłopaka, nalegając nawet by ten usiadł.
            Wszystko się wyjaśniło, gdy Kyungsoo nagle zwinął się na kanapie w kłębek, chwycił za pierś, zaczął sapać, a na jego twarzy wymalował się straszliwy ból. Chanyeol wydawał się być zaskoczony, gdy ukląkł przy kanapie i ręką zaczął odgarniać włosy ze spoconego czoła chłopaka. Jongin nagle pociągnął Kyungsoo do pozycji siedzącej i zaczął krzyczeć:
 - Wyrzygaj to! Natychmiast wyrzygaj!
 - Co się dzieje? – odciągnąłem Chanyeola od kanapy.
 - Moje serce boli… nie mogę oddychać… - Kyungsoo złapał się za pierś, oddychając coraz szybciej.
 - Jest uczulony na alkohol? – spytał Yixing Sehuna.
 - Nie, piliśmy już kiedyś razem, ma naprawdę mocną głowę… - Sehun zaczął panikować i rozglądać się po wszystkich w pokoju.
 - Trzymaj się… walcz… - chlipał Chanyeol, trzymając Kyungsoo w ramionach. – Przepraszam… wybacz mi…
            Chłopak powoli przestawał się ruszać, a kilka minut później zamarł kompletnie. Chanyeol patrzył pustym wzrokiem na przyjaciela, którego trzymał w ramionach i nie miał nawet odwagi sprawić czy wciąż oddychał.
 - Nie żyje – Zitao przyłożył rękę do jego nosa, sprawdzając oddech, a potem spojrzał na Chanyeola.
            Przez te kilka sekund w pokoju panowała zupełna cisza, mogę się założyć, że w naszych głowach krążyły tysiące pytań.
 - Co dodaliście do wódki? – spytałem Chanyeola.
            Całkowicie mnie zignorował i wciąż tulił Kyungsoo do swojej piersi. Chyba jeszcze do niego nie docierało co się stało.
            Jongin zaczął powoli dochodzić do siebie, stanął przed Zitao, podniósł głowę i powoli wycedził:
 - Oszukiwałeś.
            Co mnie zaskoczyło, Zitao nawet się nie bronił. Włożył ręce do kieszeni i odwrócił wzrok.
 - Jeśli tak chciałeś rozegrać tę grę – kontynuował Jongin, - to gadanie o równych szansach było gówno warte, co nie, pando? – pchnął chłopaka prosto w pierś.
            Zitao zagryzł wargę i nic nie odpowiedział, co zupełnie nie zgadzało się z wybuchowym chłopakiem, którego znałem.
 - Panda jak zwykle pozwoliła drugiej pandzie przeżyć, tylko głupie pingwiny dały się zwieść - Jongin zaśmiał się gorzko.
 - Co za absurd – wtrącił się Luhan. – Kto pierwszy zaczął oszukiwać? Gdybyśmy wszyscy grali fair, to Sehun leżałby tu martwy.
            Przyglądałem im się, jakbym oglądał ciekawy show.
            Sehun spuścił głowę, z jego twarzy nie mogłem nic wyczytać. Przyglądał się swojemu kieliszkowi, który trzymał w ręce. Zamknąłem oczy i nagle poczułem zmęczenie i obrzydzenie. Może to skutki picia alkoholu na pusty żołądek. Skorpion namalowany na stoliku w ciszy potrząsł swoim trującym ogonem.
            Nie pamiętam co zrobili z ciałem Kyungsoo, nie przypominam sobie też kłótni, które bez wątpienia się toczyły. Pamiętam tylko jak Yixing westchnął cicho, opierając się o mnie.
 - Żądło na ogonie skorpiona jest trujące, prawda? – spytał.
 - Nie wiem – tylko tyle byłem w stanie odpowiedzieć.
            Znów na mnie spojrzał i podszedł do stolika. Na ogonie namalowanego skorpiona postawił swój kieliszek, powoli go obracając. Co za idealne zgranie, idealne oznaczenie.
            Sehun naglę się zgarbił. Nie odłożył jeszcze swojego kieliszka.
 - Kogo chcieli zabić? – spytał.
            To było bardzo dobre pytanie. Może sami tego nie uzgodnili? Moje przemyślenia przerwał odgłos przedmiotu uderzającego o ziemię, który dobiegał z drugiego piętra.
 - Powiedziałem, że nie znam efektów ubocznych zażycia tych pigułek na serce – usłyszałem głos, należący do Luhana.
 - To była cała butelka! Mogłeś się domyśleć jakie będą efekty! – krzyczał Chanyeol.
 - Kurwa, zachowujesz się jakbyś się na to nie godził… - przeklął Zitao po chińsku.
 - Co mówisz?! Używaj koreańskiego! – tym razem to Jongin uniósł głos, czemu towarzyszył odgłos przestawianego stołu.
 - Mówię, że wszyscy się na to zgodziliśmy! Więc z czym macie teraz problem?!
 - Zgodziłem się na dwie tabletki! Nie całą butelkę! – głęboki głos Chanyeola wyróżniał się na tle innych. – Zgodziłem się, że mają stracić przytomność, żeby nie byli w stanie nas zaatakować… - reszta zdania została zagłuszona przez żywą kłótnię, która wybuchła między Jonginem i Zitao.
            Chwilę później usłyszałem jak ciężkie przedmioty uderzają o ziemię. Zbliżyłem się o kilka kroków w stronę schodów. Zobaczyłem jak Jongin trzyma Luhana za szyję i przygważdża do ściany.
 - Zapamiętaj jedno… to ty zabiłeś Do Kyungsoo i Kim Junmyeona – twarz Jongina była czerwona ze złości. Odrzucił Luhana, który bez słowa spuścił wzrok na ziemię.
 - Co ty, kurwa, wygadujesz? – przerwał mu Zitao, odciągając Jongina i rzucając go na ziemię. – Co niby Luhan ma wspólnego ze śmiercią Kim Junmyeona?!
 - Junmyeon mu powiedział! Tylko jemu! – Jongin podniósł się z ziemi, krzycząc na Zitao, a po jego policzkach płynęły łzy.
 - Wystarczy! – krzyknął Luhan poprawiając swój kołnierzyk. – Prędzej czy później ktoś musiał zginąć.
            Przez dwie sekundy zapadła całkowita cisza. Park Chanyeol spojrzał na Luhana ze złością.
 - Tak, już prawdopodobnie zaplanowałeś sobie w jakiej kolejności zginiemy, prawda? Który jestem w kolejce?
 - Przeceniasz mnie – odpowiedział Luhan. – Ale jeśli dalej będziesz się za tak zachowywać, gwarantuję ci, że zginiesz przede mną. 

niedziela, 18 listopada 2012

48 godzin - 5 rozdział


Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 3214
Tłumaczka: NiQusia
(Pseudo)Beta: Nat


 - To lider! – krzyknął Chanyeol, zbiegając po schodach. Uklęknął na ziemi i patrzył bezsilnie na Junmyeona. Jongin zbiegł tuż za nim, uniósł delikatnie głowę lidera, ułożył ją na swoich kolanach i usiłował zahamować krwawienie. Odłamek wbity w prawą stronę klatki piersiowej uformował ranę, która mocno krwawiła. Junmyeon jedynie sapał ciężko bez słowa.
 - Liderze! Nie możesz umrzeć! – zawył Chanyeol, płacząc, gdy oddech Junmyeona zwalniał.
 - Ja… ja nie… dlaczego… to lider? – mamrotał do siebie Baekhyun.  
            Jongin w ciszy podniósł głowę i zaczął wpatrywać się w Baekhyuna, a następnie na całą resztę. Chanyeol pchnął Baekhyuna prosto w pierś, a z jego oczu leciały łzy.
 - Coś ty narobił! – krzyknął na chłopaka, który też zaczął szlochać i potrząsać głową.
            Yixing uklęknął i złapał Baekhyuna za ramiona.
 - Spróbuj się uspokoić i wyjaśnij nam co się stało.
 - Wyszedłem szukać wody – spojrzał bezradnie na Yixinga.
 - Tak, wiem. Co stało się później?
 - Obszedłem sofę i zobaczyłem kogoś… miał ubranączapkę i stał przy lustrze z nożem… i latarką… - Baekhyun zaczął się jąkać. – Spojrzał na mnie… trzymał nóż przy swojej twarzy i zaczął się zbliżać… - tłumaczył Baekhyun, płacząc jeszcze mocniej.  – Wtedy… wtedy… wyciągnął rękę w moją stronę… i go odepchnąłem… upadł na lustro… roztrzaskało się.
 - I go zamordowałeś? – spytał Zitao.
 - Nie! Nie! Nie chciałem tego! Nie chciałem! – patrzył na wszystkich z przerażeniem. – Leżał na ziemi i coś powiedział, ale nie mogłem usłyszeć… - Baekhyun próbował sobie wszystko dokładnie przypomnieć. – Wtedy… wtedy… doczołgał się do mnie i złapał mnie za rękę…
            Nikt się nie odezwał. Wszyscy wiedzieliśmy co się później stało. Przerażony Baekhyun złapał odłamek lustra i wbił go w ciało drugiego chłopaka.
 - Liderze… - Sehun i Kyungsoo zbliżyli się do Junmyeona. Reszta z nas nie podeszła, chcieliśmy dać im trochę przestrzeni.
            Jednak oddechy Junmyeona stawały się coraz bardziej urywane. Nie mógł mówić, więc potrząsał jedynie głową. Rozglądnął się po twarzach towarzyszy i nagle chwycił rękę Jongina, jakby chciał mu coś przekazać, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Po jego policzku potoczyła się łza i przestał oddychać.
            Zapewne były to łzy żalu, ponieważ gdy się rozejrzałem, dostrzegłem, że na ziemi nie było żadnego noża, jedynie śrubokręt.
            Luhan podniósł z ziemi narzędzie oraz jedną z śrub, które mocowały ramę lustra. Spojrzał na Baekhyuna.
 - Prawdopodobnie to jest ten nóż, o którym opowiadałeś. Zanim poszliśmy na górę, Junmyeon powiedział, że słyszał jakieś urządzenie za lustrem. O niczym nam nie powiedział, zszedł tu na własną rękę.
 - Czemu ty nam nie powiedziałeś o jego podejrzeniach? – Jongin podniósł na niego wzrok przepełniony goryczą. Luhan nie umiał mu odpowiedzieć.
 - Skąd Luhan miałby wiedzieć, że postanowi zejść na dół? Nie możesz obwiniać innych ludzi! – Zitao jak zwykle brzmiał jak ktoś, kto mówi, co mu ślina na język przyniesie.
 - To on powiedział żeby nie włączać światła w nocy, co doprowadziło do nieporozumienia z Baekhyunem!
 - Hej, koleś! – krzyknął Zitao, nerwowo podciągając rękawy. – To wszystko wina Baekhyuna, więc nie zwalaj tego na nas! To on nam nie ufa! Gdyby tak było, nie pomyślałby, że zeszliśmy na dół, by go zabić w środku nocy!
 - To nie tak… - zaszlochał Baekhyun. – Myślałem, że to ten psychol, który nas tu zamknął…
 - To nie nam osądzać czy Baekhyun zawinił… - Chanyeol nie patrzył na Zitao. – Lider na pewno by mu wybaczył, skoro nie było to umyślne.
 - Och, oczywiście, że to nie ja powinienem go osądzać – oczy Zitao znów stały się czerwone. – Od początku nie chcieliście mnie w tej drużynie.
 - Huang Zitao, zamknij się! – krzyknął na niego Luhan po chińsku.
 - Jeśli tak bardzo nie odpowiada ci nasze towarzystwo, trzeba było powiedzieć – warknął Jongin, podchodząc do Zitao. – Nie potrzebujemy cię.
 - Mówiłem przecież! – Zitao wyglądał na wściekłego i zbliżył się o kilka kroków ku Jonginowi.
 - Chcesz się bić? – Jongin tracił nad sobą kontrolę.
 - Myślisz, że miałbyś przeciwko mnie jakieś szanse? – Tao przekrzywił głowę.
 - Wystarczy – przerwałem ich sprzeczkę.
            Kyungsoo pomógł wstać Baekhyunowi. Jego twarz była mokra od łez, gdy spojrzał w stronę Junmyeona. Yixing podszedł do Zitao, by odciągnąć go od Jongina. Ten spojrzał na niego ze wściekłością, ale Yixing jedynie pokręcił głową.
            Chanyeol ani razu nie spuścił wzroku z Baekhyuna, a Jongin nie ruszył się z miejsca nawet o centymetr.
 - To część gry – powiedziałem Jonginowi.
            Luhan dokładnie się nam przyjrzał, a następnie podszedł do Jongina i pociągnął go za sobą.
 - Chodź, przenieśmy lidera do piwnicy.
            Mina na twarzy Jongina sugerowała, że to jeszcze nie koniec, ale posłusznie odwrócił się w stronę Junmyeona i razem z Chanyeolem znieśli jego ciało do piwnicy. Luhan podbiegł szybko do drzwi i pomógł im je otworzyć. Kyungsoo upadł na ziemię i próbował pozbyć się śladów krwi i pozbierać kawałki lustra. Kilka kawałków które nie wypadły z ramy, odbijały obraz naszych wykrzywionych twarzy.
            Gdy wszyscy trochę się uspokoili, Chanyeol i reszta jego grupy skierowała się ku schodom. Udało mi się jednak zatrzymać na chwilę Luhana.
 - Na górze jest jakaś woda? – spytałem.
            Niecierpliwie pokręcił głową.
 - Sprawdzałem, nie ma nawet w łazience. Mamy za to sporo alkoholu. Całe mnóstwo.
            Alkohol? Upicie się w trupa nie było taką złą opcją, ale podejrzewałem, że zanim udałoby mi się wytrzeźwieć, na stoperze byłyby same zera.
 - Mamy tu jedzenie – powiedział Yixing Luhanowi. Spojrzałem na niego i starałem się nie okazywać zmartwienia.
 - Och, naprawdę? – Luhan spuścił głowę, ale nie powiedział nic więcej.
 - Jesteś głodny? – Yixing patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, a jego głos stał się bardzo głęboki. Kilka lat temu Yixing musiał stracić na wadze przed naszym debiutem, a Luhan ukradł dla niego paczkę zupki błyskawicznej. Gdy dawał ją Yixingowi powiedział „Musisz być głodny” dokładnie takim samym tonem.
            Chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy, pewne rzeczy stały się dla nas nawykiem.
            Luhan podniósł głowę i spojrzał na Yixinga, ale ten tylko chwycił go za rękę i pociągnął za sobą do kuchni. Poszedłem za nimi, a gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem jak otwiera lodówkę i wyjmuje z niej kanapkę.
 - Wszystkie są trzymane w lodówce. Jedz szybko, zjedz tutaj.
            Luhan spojrzał na Yixinga. Po chwili chwycił kanapkę i zaczął ją jeść. Zmuszał się do odgryzania wielkich kawałków i szybkiego połykania, ale po chwili na jego twarzy wykwitł uśmiech, jakiego od dawna nie widziałem.
            Ten, przez który wygląda jak idiota, tak  marszczy przy tym brwi.
 - Chcesz kolejną? – Yixing wskazał na lodówkę.
 - Nie trzeba – Luhan wytarł buzię. – Jeśli szybko do nich nie wrócę, zaczną mnie podejrzewać – Luhan odwrócił się w moją stronę. – Dziękuję – dodał.
            Chociaż zawsze dzieliła nas niewidzialna ściana, czułem że dziękowanie za kanapkę było zupełnie niepotrzebne. W końcu jestem ci winien niezliczoną liczbę posiłków, Luhan.
 - Chcesz żebym zaniósł jedną dla Zitao…? – zapytał mnie.
 - Zapomnij o tym, to zbyt niebezpieczne – zastanowiłem się chwilę. – Poza tym i tak często się głodzi – przypomniało mi się ile razy miał ochotę na chipsy w środku nocy.
 - No to idę – Luhan poklepał Yixinga po ramieniu, kiwnął do mnie głową i pobiegł na górę, zostawiając nas w kuchni.
            Ciemna noc sprawiła, że myślami wróciłem do pewnej zimy sprzed pięciu lat – nocy, podczas której świętowaliśmy chiński nowy rok.
            Pamiętam dokładnie, że Yixing stał w kuchni – dokładnie tak jak dzisiaj – a jego twarz oświetlał blask księżyca. Chwalił mi się wtedy jak wielu ludzi żegnało go, gdy wyruszał z Chin i jak wielkie były ich oczekiwania wobec jego wyjazdu do Korei.
 - Nawet mój dyrektor podczas apelu mówił, że wyjeżdżam do Korei! Mam nawet swoją tiebę! – powiedział z dumą, a na jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Muszę stać się kimś sławnym! Nie wrócę do domu, dopóki mi się to nie uda!
            Yixing z przeszłości był straszną paplą, w przeciwieństwie do tej spokojnej i małomównej osoby, która stała teraz przede mną.
 - Nie jestem taki jak ty, nie wyrosnę na przystojnego faceta. Nie jestem jak inni, którzy bez problemu sobie ze wszystkim radzą – zwiesił głowę. – Jedyne co mi zostaje to być dobrym w jednej rzeczy. Nie. Być najlepszym w jednym aspekcie – już wtedy byłem o niego zazdrosny.
 - Ilu ludzi cię odprowadziło? – spytałem.
            Potarł ręką brodę, gdy próbował sobie ich wszystkich przypomnieć.
 - Mama i tata, dziadkowie z obu stron, ludzie z zajęć artystycznych, było też sporo znajomych z klasy. Mój wychowawca, nauczyciel śpiewu, Pan Oh, kilkoro ludzi z młodszych klas…
 - Jak myślisz, ilu ja mam fanów? – uśmiechnąłem się w jego stronę.
 - Chcesz powiedzieć, że więcej niż ja? – zrobił urażoną minę.
            Spuściłem głowę i powoli nią pokręciłem.
 - Ani jednego – odpowiedziałem krótko. Prawdę mówiąc nie chciałem wypaść tak żałośnie. Po prostu miało to zabrzmieć jak marny żart.
            Yixing trenował taniec jak szalony. Jako pierwszy zaczynał trening i kończył jako ostatni. Tańczył, gdy inni drzemali albo spotykali się ze znajomymi podczas lunchu. Tańczył, gdy inni cieszyli się życiem. Ludzie, którzy kiedyś go ignorowali, musieli zacząć go dostrzegać, patrzeć jak trainee z Chin, mokry od potu, tańczy w studio.
 - Yixing naprawdę musi kochać taniec – powiedział Chanyeol, z którym chodziłem na zajęcia.
 - Desperacko chce zadebiutować – powiedział cicho Kyungsoo do Junmyeona.
            W zimie 2010 roku coś się zmieniło. Wydawał się być spokojniejszy i cichszy niż zazwyczaj. Pewnego razu nakryłem go w łazience pijanego z butelką wina w ręce.
            A zawsze był taki uważny, nigdy nie ryzykował złamania zasad.
            Podniósł głowę i roześmiał się, gdy mnie zobaczył.
 - Myślisz, że zachowujemy się jak durnie?
            Wyjąłem z jego rąk butelkę wina, siadłem obok niego i zacząłem pić.
 - Zerwałem z nią – zajęczał.
 - To tylko zerwanie, prędzej czy później to by się stało – zauważyłem.
 - Tak zatraciłem się w tańcu… - kontynuował, - że straciłem wszystko… czy mimo to uda mi się zadebiutować?
            W ciszy przyjrzałem się jego bladej twarzy.
 - Jeśli nie uda mi się zadebiutować… co wtedy zrobię…? - zaśmiał się cicho. – Nie skończyłem nawet liceum.
 - To samo tyczy się mnie – wpatrywałem się w butelkę.
 - Pięć lat – uniósł dłoń i wyciągnął długie palce. – Daję sobie pięć lat… jeśli przez ten czas nie uda mi się zadebiutować, wrócę do domu.
 - Do czego chcesz wracać?
 - Poszukam pracy, zarobię na jedzenie – uśmiechnął się. – Spójrz na moją twarz… mógłbym się załapać jako tancerz w barze?
            Przyjrzałem mu się i potrząsnąłem głową.
– To będzie mój biznes… jeśli chciałbyś ze mną konkurować, czeka cię operacja plastyczna.
 - Hej – pokręcił na mnie palcem. – Ty jako tancerz w barze? Biznes by zbankrutował, taki z ciebie tancerz…
            Uśmiechnąłem się i podciągnąłem go, by wstał z podłogi. Dopiero wtedy zorientowałem się, że za oknem mży. Nie żebym się tym jakoś specjalnie przejął.
 - Masz papierosa? – spytał mnie z zaczerwienionymi oczami.
 - Myślałem, że nie palisz?
 - Daj mi jednego – zażądał i sięgnął do mojej kieszeni w poszukiwaniu wypełnionej do połowy paczki. Wyjął jednego, włożył go do ust i sięgnął po zapalniczkę. Zajęło mu to wieki.
 - Daj mi to – wyrwałem z jego ręki zapalniczkę i szybko odpaliłem jego papierosa. Natychmiast się zakrztusił i zaniósł kaszlem.
            Wyjąłem z paczki kolejną fajkę i ją też odpaliłem. Chociaż tamtej nocy nasza przyszłość nie była pewna, oboje wiedzieliśmy, że to była najlepsza noc.

            Patrzyłem jak Yixing odprowadza wzrokiem Luhana, który szybko wbiega po schodach, kierując się ku sypialni na piętrze. Oparłem się o blat, również wbijając wzrok w chłopaka. Właśnie witał Chanyeola, który siedział na schodach, a potem poklepał Jongina po ramieniu. O czymś zaczęli dyskutować, ale Luhan wrócił do sypialni, a Chanyeol i Jongin zaczęli w ciszy rozmawiać.
 - Baekhyun nigdy by czegoś takiego nie zrobił, nie wierzę!
 - On na pewno nie, ale co jeśli ktoś mu kazał? – głos Jongina był odrobinę lepiej słyszalny.
            Chanyeol zastygł na dłuższą chwilę.
– Chcesz powiedzieć… że Kris…
 - Ucisz się! – warknął na niego Jongin, rozglądając się nerwowo dookoła.
Chanyeol zakrył usta i wpatrywał się w Jongina w szoku.
– Kris… Kris hyung nigdy by czegoś takiego nie zrobił… jeśli chciałby kogoś zabić, zrobiłby to osobiście.
            Poruszyło mnie to, co usłyszałem. No tak, ktoś z kim trenowałem przez tyle lat i kto widział ile razy oberwało mi się podczas zajęć, musi uważać, że jestem za głupi by wydać komuś rozkaz.
 - Więc czyj pomysł to miałby być? Nie uwierzę, że to Kyungsoo albo Sehun kazali Baekhyunowi zabić lidera – wyszeptał Jongin.
 - Hej… w porównaniu z nimi… - Chanyeol się zamyślił. – Wygląda na to, że to Kris jest najbardziej podejrzany… - wyobraziłem sobie jego głupią minę, zakryłem usta by powstrzymać śmiech.
 - No tak, jest jeszcze Yixing! – wykrzyknął nagle Chanyeol jakby rozwiązał niesamowicie trudną zagadkę.
 - Luhan jest w sypialni, zaraz cię usłyszy! Ścisz głos! – Jongin zakrył mu usta.
 - Ale Yixing… jest też liderem.
 - Ten dzieciak… - Jongin potrząsnął głową i wbił wzrok w sufit. – Jego największym wrogiem jest on sam. No i co z tego, że jest liderem? Pewnie jest tak samo bezużyteczny co ty.
            Chanyeol zwiesił głowę, burknął pod nosem i rzucił Jonginowi spojrzenie jakby bura, którą dostał była zupełnie niezasłużona.
 - Nie sądzę, żeby któryś z nich był do tego zdolny… może to nie jest tak skomplikowane jak nam się wydaje – dodał cicho, wyglądając przez okno, którego nie udało się stłuc.
            Jongin spuścił głowę bez słowa.
 - Lider zszedł na dół sprawdzić co się kryje za lustrem. Baekhyun wyszedł na korytarz i go zobaczył. Ponieważ było ciemno, a on się bał… - kontynuował Chanyeol. – Spanikował i pchnął lidera na lustro.
 - Znam Junmyeona od sześciu lat – wyszeptał Jongin. – Sześć lat… i nigdy nie patrzył na mnie w taki sposób jak wtedy… jakby chciał nam coś powiedzieć… - Chanyeol położył rękę na jego ramieniu. – Gdyby ta gra była prawdziwa… na pewno nie zginę prędzej niż tamci.
            Wiedziałem, że mówiąc „tamci” miał na myśli również mnie.
            Nie chciałem ich dłużej słuchać, a gdy zdecydowałem wrócić do sypialni, drzwi same się otworzyły, a z pokoju wyszedł Baekhyun. W ciemności wydawał się być nadzwyczaj mały. Odgłos otwieranych drzwi zaalarmował Chanyeola, który zaczął wyszukiwać źródła dźwięku. Gdy zorientował się, że to Baekhyun, zignorował Jongina, który próbował go powstrzymać i zbiegł prędko po schodach.
            Przytulił Baekhyuna i pociągnął go na drugie piętro. Chłopak przez chwilę się wahał, jednak wkrótce za nim ruszył.
            Wszedłem do sypialni. Sehun i Kyungsoo leżeli na łóżku, jednak nie byłem pewien czy spali. Yixing siedział przez oknie. To w jego stronę się skierowałem.
 - Naprawdę chce mi się pić – powiedział.
 - Jeśli pójdziesz spać, nie będzie ci się chciało.
 - Być może jutro umrę, więc nie warto spać – wyjrzał przez okno. Na niebie widniało nadzwyczaj dużo gwiazd. A może tylko tak mi się wydawało, skoro nieczęsto na to zwracałem uwagę.
 - To nic pewnego – poklepałem jego rękę. – Może przeżyjesz do samego końca.
 - Ktoś taki jak ja? – spojrzał na siebie z niechęcią.
 - Czyli jaki?
 - Jestem typem, który umiera prawie na początku – powiedział pewnym głosem. – A ostatnio mam strasznego pecha. W tamtym tygodniu popsuł mi się zegarek, tydzień wcześniej lód mi spadł na podłogę, zanim zdążyłem go spróbować…
            Chociaż ciężko było mi porównać wspomniane incydenty z sytuacją w której się znajdowaliśmy, udawałem, że go rozumiem i klepałem po plecach.
 - Do teraz nie pogodziłem się z tym – mówił ze smutkiem, - że przed śmiercią nie będę mógł zjeść smacznego posiłku. Gdyby tylko wiedzieli od ilu lat jestem na diecie…!
            Gdy słuchałem jego opowieści o obżarstwie, na sercu zrobiło mi się ciepło.
 - … od ponad roku nie byłem w domu, nawet nie dostałem jeszcze pensji z tamtego miesiąca… - kontynuował jakby przez te wszystkie niedogodności chciał poprzeć teorię, że śmierć nadeszła w nieodpowiednim momencie.
 - Spójrz, przynajmniej mamy stąd piękne widoki – oparłem się o szybę i wskazałem palcem na zewnątrz.
            Gdy zapadła cisza, zadał mi pytanie:
 - Co byś zrobił, gdybyś przeżył?
            Jego oczy zaświeciły tak jasno jak gwiazdy na zewnątrz.
 - Prowadziłbym normalne życie.
 - Czyli jakie?
 - Pewnie… jadłbym, spał i pił – odpowiedziałem. Gdyby zadał mi to pytanie kilka lat wcześniej, zapewne ominąłbym „picie”.
 - Hej – na jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Gdybyś wiedział, że jutro umrzesz, mógłbyś się wyspać i najeść dzisiaj. Mamy tylko pecha, bo nie ma tu żadnej wody.
 - Nie tego bym chciał – uśmiechnąłem się i wyjrzałem przez okno. – Gdybym miał jutro umrzeć, chciałbym znaleźć kogoś, kogo mógłbym pocałować.
            Zastygł na dwie sekundy, a następnie wybuchł śmiechem.
 - Masz pecha, przez te wszystkie hormony namieszało ci się w głowie. Tu są sami faceci.
 - Dlatego nie umrę.
 - Patrz! Tu lata komarzyca! – zignorował moje spojrzenie i nie przestawał dźgać mnie w bok.
 - Jesteś pewien, że nie zacałowałbym jej na śmierć?
 - Jeśli już naprawdę nie będzie innej opcji, może Luhan zgodzi się współpracować – powiedział zadowolony, podsuwając coraz to głupsze pomysły.
 - Jestem naprawdę wybredny – odpowiedziałem, poprawiając kołnierzyk.
 - Więc gratuluję wyboru swojej prawej ręki przez te wszystkie lata – powiedział z uśmiechem.
            Zastygłem na dwie sekundy i posłałem mu porządnego kopniaka.
 - To nic w porównaniu z romansem, który prowadzisz ze swoją lewą ręką.
            Kontynuowaliśmy rozmowę o głupstwach, tak jak za dawnych dni. Nie pamiętam dokładnie o czym rozmawialiśmy i nie jestem pewien dlaczego wymazało się to z mojej pamięci, ale gdy otwieram usta i mówię do powietrza, wiem jak brzmiałaby jego odpowiedzieć. Niemal potrafię imitować całą postać Zhanga Yixinga.
 - Kończę tę rozmowę – powiedział nagle, zamykając oczy.
 - Dlaczego?
 - Bo muszę oszczędzać ślinę – burknął nie otwierając oczu. – Przez to że się z tobą kumpluję, nie mam szans na ucieczkę, muszę zacząć myśleć o sobie.
 - Gratuluję odkrycia najlepszego sposobu na ocalenie – powiedziałem. – Wszyscy na tym zyskają.
 - Dlaczego nie wybrałem wtedy Luhana?
 - Mogłeś te rozmyślania zatrzymać dla siebie. Nie musisz się nimi ze mną dzielić.
 - Z twoim ilorazem inteligencji, mogę przypuszczać, że niedługo padniesz ofiarą reszty.
 - Jestem większy od innych, nie tak łatwo się mnie pozbyć – powiedziałem z pewnością w głosie. – To ty, dancing machine, byłbyś łatwiejszy do pokonania.
 - Ach, tak, bo sam jesteś taką maszyną… - tym razem spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. – Tak jak ten twój koleżka, może on mógłby nam powiedzieć co się u niech dzieje.
 - Chanyeol…? – przewróciłem oczami. – Może lepiej pomyślisz o Luhanie?
 - Dobra, ale ty najpierw poszukaj Zitao – zmarszczył brwi, oparł się o mnie i ziewnął.
 - Myślisz, że Zitao chciałby w ogóle ze mną rozmawiać? I tak mam szczęście, że nie postanowił mnie walnąć – przykryłem go kocem.
 - Jeśli zrobiłeś coś złego, zasługujesz na karę – powiedział, a mnie zaskoczyło to, że zawsze dawał mi odpowiednie rady w najmniej spodziewanym momencie.
 - Będziesz spać? – spojrzałem na niego. – Nie zostało ci więcej niż 40 godzin życia, a ty przygotowujesz się do snu.
 - To podstawowa ludzka potrzeba, tak jak całowanie – powiedział i zamknął oczy. – Ludzie, którzy umierają we śnie, są prawdziwymi farciarzami.
 - Jeśli ktoś będzie chciał cię zabić, nie ocalę cię.
 - Dobra, w takim razie do zobaczenia w niebie.
 - Co jeśli to ja bym cię zabił? – spytałem nagle.
 - Wtedy pójdziesz do piekła… poza tym ty? Sam? – wyszczerzył się.
            Nie poruszyła mnie jego mina, nawet się zaśmiałem. Przywykliśmy do takiego traktowania się nawzajem.
            Yixing po chwili zaczął przysypiać. Ułożyłem go tak, by opierał się o ramę łóżka, wyszedłem z sypialni i skierowałem się w stronę łazienki. W ciemności dostrzegłem Baekhyuna, który leżał w pobliżu stłuczonego lustra. Nie byłem pewien co robił.
            Drzwi do sypialnie zostawiłem uchylone. Niecałe pół godziny później wstał z podłogi i przeszedł do łazienki. Włączył światło, a ja oparłem się o drzwi i obserwowałem jak podchodzi do lustra, wyjmuje swój eyeliner i zaczyna malować oczy. Zaczął od lewego, potem przeszedł do prawego i co chwila rozmazywał delikatnie makijaż, jakby się przygotowywał do wyjścia na scenę.
            Spuściłem głowę i starałem się zwalczyć dziwne uczucie. Nic nie rozumiałem. Wróciłem do sypialni, zostawiając za sobą uchylone drzwi. 

piątek, 9 listopada 2012

48 godzin - 4 rozdział



Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 1952
Tłumaczka: NiQusia
Beta: Nat




            Muszę przyznać, że to jedna z niewielu zemst na jakie sobie pozwoliłem. Jednak była to najgorsza z możliwych decyzji, bo już po chwili jej pożałowałem.
 - Zitao – powiedział Luhan, spuszczając głowę.
            Zitao zamarł na dwie sekundy, a potem zerwał się na równe nogi. – Niech cię szlag, Luhan! Dlaczego to na mnie wyładowujesz swoją złość?!
 - Nie wyładowuję na tobie swojej złości – cała ich rozmowa toczyła się po chińsku, a wszyscy obecni obserwowali tę wymianę zdań, próbując rozszyfrować znaczenie wypowiadanych słów. Widocznie nie było to zbyt trudne, bo odkąd Jongin wybrał Luhana, buzia Chanyeola była otwarta ze zdziwienia.
            Luhan poniósł głowę i spojrzał na Zitao.
 - Mam powody, by cię wybrać.
 - Nie dołączę do was! – twarz Zitao stała się czerwona ze złości.
 - Myślisz, że możesz robić co ci się podoba? Niech cię szlag, nie gram w tę grę! – Luhan był wzburzony, co kłóciło się z Luhanem, którego wszyscy znali. Jego głos zmieszał się z krzykami Zitao. Koreańscy członkowie patrzyli przerażeni na kłótnię między tą dwójką. Kyungsoo cicho spytał Junmyeona o powód kłótni, ale ten jedynie go odsunął jak najdalej od Zitao. Baekhyun zacisnął oczy, z których miały po chwili polecieć łzy. Chanyeol zmarszczył brwi, patrząc na Baekhyuna. Prawdopodobnie żałował, że nie wybrał go jako pierwszego, co doprowadziło do sytuacji, której nikt nie mógł się spodziewać.
 - Luhan… - zawołał cicho Yixing, przez co Luhan szybko skończył kłótnię. Zitao spojrzał na mnie, jakby oczekiwał tego, co powiem.
            Drużyna z Zitao prawdopodobnie wygra – pomyślałem i westchnąłem cicho. Myślę, że sam Zitao podzielał moje zdanie.
 - Skoro ktoś cię wybrał, idź – powiedziałem chłodno po koreańsku. – Życie ci niemiłe?
            Zitao spojrzał na mnie zaczerwionymi oczami. Widziałem, że reszta członków czuła się nieswojo. Ale to nic, zawsze potrafiłem zignorować taką atmosferę.
            Jednak Zitao skierował się w moją stronę. – Przemyślałeś to dobrze?
 - Tu nie ma o czym myśleć – spuściłem głowę, by uniknąć kontaktu wzrokowego. Na jego pytanie zadane po chińsku odpowiedziałem po koreańsku. – Nie powinieneś być do mnie aż tak przywiązany. Będę dla ciebie tylko ciężarem.
            Minęła długa chwila, a Zitao nie odezwał się ani słowem. Być może zraniło go to, co powiedziałem, a może to wina mojej miny, która sugerowała by nie zawracał mi głowy?
 - To prawda czy kłamstwo? – głupi dzieciak wziął to na poważnie. Cholera, zganiłem sam siebie za wyolbrzymienie problemu.
 - Nie jestem osobą, która kłamie – odpowiedziałem krótko.
 - Przejdę do tamtej drużyny, chcę tylko wiedzieć czy to kłamstwo czy prawda – zmrużył zaczerwienione oczy. Znam go na tyle dobrze, że wiem, że za chwilę po jego policzkach będą płynąć łzy.
            Poniosłem głowę i uważnie się mu przyjrzałem, a następnie skierowałem wzrok ku stoperowi.
 - Przez ciebie straciliśmy już wiele cennego czasu.
 - A na co ci ten czas?! – tak jak myślałem, zaczął płakać. – Żeby zabijać?! – krzyknął na mnie. Chanyeol złapał go natychmiast od tyłu i zaczął mówić uspokajającym tonem. Luhan i Sehun bez słowa wbili wzrok w ziemię. Spokojnie wytarłem ślinę Zitao z twarzy.
            Gdy patrzyłem jak go zaciągają do swojej grupy, rzuciłem do Sehuna „Jesteś następny” i skupiłem wzrok na pierścieniu wokół szyi Zitao. Na szczęście nic się nie wydarzyło.
            Sehun powoli podniósł głowę, jakby dopiero wybudził się ze snu. Wyglądał jakby nie miał pojęcia co robić i spojrzał na mnie, szukając pomocy.
 - Twoja kolej. Musisz kogoś wybrać – wytłumaczyłem spokojnie.
            Ponownie podniósł głowę i obejrzał tych, którzy nie zostali jeszcze wybrani – Baekhyun, Junmyeon i Kyungsoo. Następnie spojrzał na Luhana i Chanyeola, którzy ustawili się pod ścianą na drugim końcu salonu.
 - Co się stanie, gdy już kogoś wybiorę?
            Wszyscy zamilkli na dwie sekundy, jedyne co słyszałem to tykający zegar.
            Nikt nie odpowiedział na jego pytanie.
            Sehun zachowywał się jakby był otępiały. Po chwili zaśmiał się.
 - No cóż, jakie to ma znaczenie? – spytał.
            Chanyeol i Jongin wymienili spojrzenia, Yixing mimowolnie na mnie spojrzał, a ja jedynie popatrzyłem na swoje buty, myśląc jak „dobrą” decyzję podjąłem.
 - Sehun… musisz kogoś wybrać… - powiedział przestraszony Chanyeol.
            Chłopak ponownie spuścił głowę, nie mówiąc ani słowa.
 - Jeśli ty kogoś nie wybierzesz, my to zrobimy – odparł Luhan.
 - Baekhyun – zapiszczał Sehun, gdy głos Luhana ucichł. Widziałem jak Chanyeol zamyka oczy, zgina się w pół i podtrzymuje ciało, kładąc ręce na kolanach. Jego włosy były w okropnym stanie. Jongin złapał się za głowę, jakby poczuł, że nagle pali go wrzątek. Po chwili odwrócił się od nas plecami.
            Baekhyun stanął przy Sehunie. Zobaczyłem jak przymyka oczy. Yixing znów na mnie spojrzał, ale nie mogłem odczytać jego spojrzenia. Prawdopodobnie żałował, że mnie wybrał.
 - Twoja kolej – powiedziałem do Zitao. Jego oczy były puste, a ja wiedziałem, że postanowił się nie przejmować moją osobą. Kyungsoo i Junmyeon spojrzeli na siebie bezsilnie i zaczęli szeptać.
 - To nie ma znaczenia – Junmyeon zaśmiał się sztucznie. – Przecież to wcale nie czyni nas wrogami, po prostu obmyślimy inne wyjście – wyjaśnił. – Ponieważ Kris jest w tej grupie, ja dołączę do Chanyeola – odwrócił się w moją stronę, czekając na poparcie.
 - Oczywiście, nie ma problemu – natychmiast pokiwałem głową, na co Junmyeon skierował się ku Zitao, a Kyungsoo stanął przy Baekhyunie.
            Na zielonym i niebieskim dywanie stało po pięć osób. Spojrzałem w stronę Luhana oraz Zitao. Poczułem nagłą falę emocji, więc natychmiast spuściłem głowę, mając nadzieję, że nikt nie dostrzegł co się ze mną dzieje.
            Luhan wbił wzrok w ziemię, prawdopodobnie nie mógł wytrzymać oskarżycielskich spojrzeń Yixinga i Sehuna. Zitao patrzył w stronę wyjścia zaczerwionymi oczami. Pewnie myślał, że jeśli uda mu się wydostać przez drzwi prowadzące na zewnątrz, nigdy więcej o mnie nawet nie pomyśli.
            Jednak Zitao, jeśli uda ci się wydostać przez te drzwi, będziesz w stanie mi wybaczyć.
            To chyba tyle. Niewiele więcej pamiętam… możliwe, że Yixing podszedł do Luhana, by poklepać go po ramieniu, a Chanyeol, Jongin i Baekhyun się ściskali. Junmyeon siedział w kącie zamyślony, a Sehun kucnął przy ścianie, jakby myślami był w zupełnie innym miejscu. Luhan to zauważył, ale nigdy do niego nie podszedł.
            Gdybym wiedział, że tylko ja przeżyję, by o tym pamiętać, otworzyłbym szeroko oczy i starał się zarejestrować każdy najmniejszy szczegół. Zapłaciłbym każdą cenę, by móc cofnąć czas do tego momentu.
            Drużyna Jongina i Chanyeola zajęła drugie piętro, więc my musieliśmy zostać na pierwszym. Chociaż była tu jedynie jedna sypialnia, mieliśmy również osobną łazienkę i kuchnię. Oczywistym było, że w tej sytuacji nikt nie uśnie.
            Mieliśmy większe problemy – brak wody. Nigdzie nie udało się znaleźć wody zdatnej do picia. Nawet tę z toalety wymieszano ze środkami czystości, przez co była niebieska i spieniona. Na szczęście w lodówce znaleźliśmy wystarczającą liczbę kanapek, by wykarmić nas wszystkich przez dwa dni.
            Oczywiście nie wiedzieliśmy co druga grupa znalazła piętro wyżej. Chociaż nie wyznaczyliśmy dokładnych granic, nachodzenie ich nie było najmądrzejszym posunięciem. Jeśli w całym domu była tylko jedna kuchnia, to mieliśmy duże szczęście. Dzielenie się jedzeniem było dla nas naturalne, ale teraz… nie byłem taki pewny.
            Półtorej godziny po północy cała nasza piątka leżała albo siedziała w sypialni, nie większej niż 20 metrów kwadratowych. Wiem, że wszyscy byliśmy skrajnie zmęczeni, ale nikt nie chciał iść spać.
 - Powinniśmy coś robić? – spytał nagle Kyungsoo.
 - Nie – odpowiedziałem.
 - Więc dlaczego zasugerowałeś żebyśmy się podzielili na grupy?
            Nie odezwałem się słowem. To Baekhyun pociągnął go za rękaw, by zwrócić jego uwagę.
 - To Junmyeon o tym zadecydował – powiedział cicho.
 - Nie – Kyungsoo wbił wzrok w ziemię. – On to zaproponował, Junmyeon tylko się zgodził.
            Wiedziałem, że to przeze mnie się podzieliliśmy. Mogłem się spodziewać, że prędzej czy później ktoś to wytknie.
 - Po co to teraz roztrząsacie? – Sehun przewrócił oczami. – Jeśli mieliście inne zdanie, trzeba było zareagować wcześniej.
 - Ty w ogóle nie miałeś zdania, a ja nie odważyłem się powiedzieć mojego – Kyungsoo zmierzył Sehuna wzrokiem.
 - Moglibyście przestać się kłócić…? – wtrącił się Yixing. – Już i tak jest źle, nie powinniśmy się spierać, jesteśmy w tej samej drużynie.
 - To ty jesteś liderem, będziemy cię słuchać – odparł Kyungsoo, patrząc na Yixinga.
 - Słuchać mnie? – Yixing uśmiechnął się sztucznie. – Po prostu stałem najbliżej drzwi.
            Sehun spojrzał na Yixinga, a następnie na mnie.
 - Mi to obojętne.
            Baekhyun schował się za Sehunem i oparł o ramę łóżka.
 - Kris jest najstarszy i był liderem M naprawdę długo. To jego powinniśmy słuchać – powiedział. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Prawdę mówiąc ta opcja w ogóle mi nie odpowiadała.
            Ale Yixing poklepał mnie po ramieniu. Odwróciłem się w jego stronę i zobaczyłem jego poczochrane włosy i spojrzenie, które mówiło, że czeka aż się odezwę. Poczułem się jakby osoba, której ufam założyła mi opaskę na oczy, zaprowadziła na krawędź klifu i powiedziała głosem pełnym ekscytacji „Otwieraj drzwi, jesteśmy w domu”.
            Spojrzałem na resztę.
 - Tak dużo czasu minęło od naszego debiutu. Chociaż nie zostało nam dużo czasu, wciąż możemy współpracować, tak jak robiliśmy to do tej pory – wyjaśniłem.
 - W przeszłości współpracowaliśmy dla sławy, ale teraz… gdy chodzi o nasze przetrwanie, musimy się wykazać większą siłą woli – dodałem z uśmiechem.
 - Widzę, że twoje parcie na szkło było naprawdę ogromne – Sehun przyjrzał mi się uważnie. – Tak bardzo upubliczniałeś bliskie relacje Duizhanga z innymi członkami zespołu.
 - Rzadko pokazuję jak bliscy są mi inni – odpowiedziałem po chwili.
 - Och, naprawdę? – wyczułem w jego tonie agresję.
            Wyprostowałem się.
 - Przyznaję, czasami tak się zdarzało. Ale czy ty – uśmiechnąłem się do niego, - jesteś osobą, która powinna mi to wypominać? Czy naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ludzie cię filmują, gdy jesteś blisko z innymi?
            Sehun spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Widziałeś, żebym zachowywał się na osobności tak, jak zachowuję cię przed kamerami? – kontynuowałem.
            To było pytanie retoryczne, ale widziałem jak pozostała trójka przewraca oczami.
 - Nie jestem gejem – odpowiedział głupio, ale w tej sytuacji nikt nawet z niego nie zażartował.
 - Jak myślicie, co oni robią? – spytał Yixing, wskazując palcem na sufit.
 - Może lider zarządził spotkanie? – odpowiedział mu Kyungsoo.
 - Chanyeol pewnie dyskutuje z liderem – dodał Baekhyun, - a Jongin zasnął z nudów.
 - To znaczy – powiedział cicho Yixing. – Że planują jak się nas pozbyć.
 - Może nie – uspokoiłem ich. – Może dyskutują o głupotach, tak jak my.
 - Powiedz, co by się stało, gdybym zamiast ciebie wybrał Luhana? – spytał się Yixing, szturchając mnie lekko.
 - Byłbym w drugiej drużynie, planując jak cię zabić.
 - Dlaczego akurat mnie? – spytał nagle po chińsku.
 - Bo zawsze zaczynam od najtrudniejszego zadania – odpowiedziałem.
            Zamarł na dwie sekundy, a następnie szturchnął mnie mocno, wyrażając tym swoje zadowolenie.
 - Chce mi się pić – Sehun wstał z łóżka, sygnalizując, że chce wyjść z pokoju.
 - Nigdzie nie ma wody, sprawdzałem – odparłem. – Brakuje jej nawet w kuchni i łazience. Chyba że chcesz pójść na górę i spytać czy oni mają zapasy.
 - Może znajdziemy wodę w którymś z wazonów w salonie? – zaproponował Baekhyun.
 - Oszalałeś? – spytał go Yixing.
 - Z pragnienia. Jeśli kwiat może ją pić, to i ja mogę.
 - Więc idź się rozejrzeć – zaproponowałem. – Ale nie włączaj świateł, nie chcemy ich zaalarmować. Jeśli znajdziesz wodę, przynieś tu cały wazon.
 - W porządku – Baekhyun podniósł się z łóżka i ruszył w stronę drzwi.
            Minutę później moje zmęczenie całkowicie mnie opuściło. Gdy tylko usłyszałem krzyki Baekhyuna, zerwałem się na równe nogi.
 - Kim jesteś?! Nie zbliżaj się! – wrzaski chłopaka dochodziły z salonu. Chwilę później usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła.
 - Co się dzieje?! – Sehun zerwał się z łóżka.
 - Szybko! – i bez mojego okrzyku wszyscy ruszyli w stronę drzwi. Zanim w ogóle udało nam się do nich dotrzeć, rozległ się kolejny wrzask, po którym nastąpiła szamotanina.
            Otworzyłem drzwi, jednak wszędzie panowała ciemność. Dzięki kolejnemu wrzaskowi Baekhyuna mogłem wyznaczyć w którym kierunku powinniśmy biec. Zobaczyłem jak ktoś unosi jakiś przedmiot, a następnie wbija go w ciało drugiej osoby. Wszyscy to widzieliśmy. Ludzie z drugiego piętra zaczęli tłoczyć się na schodach. Ktoś zapalił światło, to chyba był Jongin. Mój wzrok natychmiast powędrował do Baekhyuna, leżącego na ziemi tuż obok rozbitego lustra. Leżał tam też mężczyzna z kawałkiem szkła, wystającym z klatki piersiowej.
            Tym mężczyzną był Junmyeon.

piątek, 2 listopada 2012

48 godzin - 3 rozdział

Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 1130
Tłumaczka: NiQusia
Beta: Nat




48 godzin


Rozdział trzeci

            Stoper odliczał nasz czas. W domu zapadła całkowita cisza, gdy każdy z nas obserwował tykające urządzenie.
 - Mówią nam… że nie ma stąd wyjścia. A w pierścieniach wokół szyi jest ostrze – wyszeptał Chanyeol, po czym nagle zbladł.
 - Za dwa dni tylko jeden z nas będzie żywy – dodałem, czytając tekst po raz kolejny.
 - Musimy się podzielić na dwie drużyny. Ostatnia żywa dwójka musi należeć do tej samej grupy – objaśnił Luhan. – Jeśli ktoś złamie zasady – wskazał na swoją szyję, - ostrze spełni swoją rolę.
            Ponownie zapadła całkowita cisza. Jedynym dźwiękiem, jaki dobiegał do naszych uszu, było tykanie zegara oraz stopera, który bezlitośnie odliczał kolejne sekundy.
 - Podział na drużyny… - wyszeptał Jongdae, - dwie osoby, stojące najbliżej drzwi, zostają kapitanami. Wybierają po jednej osobie. Wybrani wybierają kolejnych członków drużyny i tak do końca, aż wszyscy zostaniemy rozdzieleni.
            Wszyscy odwrócili się natychmiast w stronę drzwi, by zobaczyć, że to Minseok i Zhang Yixing znajdowali się najbliżej wyjścia.
 - Szaleństwo, kto w to uwierzy! To musi być żart fanów! – powiedział Minseok, pokręcił głową i chwycił krzesło. Rzucił nim prosto w okno.
            Jednak szyba była zbyt wytrzymała, a Minseok nagle padł na ziemię. Chanyeol natychmiast podszedł sprawdzić co się z nim stało. Krzyknął i upadł na podłogę, gdy zobaczył ranę na szyi chłopaka, z której tryskała ciepła krew, tworząc wielką kałużę u stóp Chanyeola.
            Opadłem na sofę, a w pokoju zapanował chaos. Wszyscy stracili głowę. Baekhyun pobiegł na drugie piętro ze wrzaskiem, Jongin rzucił na ziemię tacę z zastawą, a Luhan i Yixing zbladli, oglądając całą tę scenę. Sehun dostał torsji i złapał się za brzuch.
            Jednak to Jongdae zaczął panikować najbardziej. Podbiegł do ciała Xiumina, odwrócił je na plecy i zaczął tulić do piersi. Paniczne krzyki, odgłosy biegania – wliczając moje – rozbrzmiały z większą siłą, gdy ukazało nam się głębokie cięcie na szyi chłopaka oraz zakrwawione ostrze, wystające z pierścienia wokół jego szyi.
 - Co to ma być?! Czego od nas chcecie?! – zawył Jongdae, porzucił ciało Minseoka i pobiegł w stronę drzwi wejściowych. Uderzył w elektroniczny zamek na hasło. Kyungsoo i Junmyeon ruszyli w jego stronę, gdy Jongdae wpisywał kolejne kombinacje kodu.
 - You still have two chances – rozległ się monotonny, kobiecy głos. Jongdae spróbował wpisać inny kod.
 - You still have one chance – zadeklarował głos.
 - Przestań próbować! – zawył Jongin.
 - You are unlucky, bye bye.
            Wszyscy stanęli jak wryci. Krzyki Jongdae ucichły. Upadł na ziemię, a chwilę później wokół jego ciała otworzyła się kałuża krwi.
            Wszyscy ponownie zamilkli, słyszeliśmy jedynie odgłosy kapiącej krwi.
 - Jongdae? – szepnął Chanyeol, zbliżając się do drzwi. Spojrzał na zamek, potem na chłopaka leżącego na ziemi, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom.
 - Dlaczego osoba, która próbuje złamać kod, umiera?! – zawył, okręcając się w miejscu. – DLACZEGO?!
 - Nie… - wyszeptał nagle. – Muszę się stąd wydostać… - mówiąc to, obszedł cały salon, a następnie wszedł do kuchni. Wdrapał się na kuchenkę i zaczął walić w okno w dachu. Nic się nie wydarzyło. Zszedł na ziemię, chwycił patelnię i ponownie wszedł na kuchenkę. Wiedziałem, że chce zbić szybę, więc sekundę zanim udało mu się to zrobić, podbiegłem do niego i sprowadziłem go na ziemię.
 - Puszczaj mnie! – szamotał się, używając całej swojej siły. – Nie chcę tu umierać! Skąd wiesz, że nie da się jej stłuc?!
            Odepchnął mnie tak mocno, że się zatoczyłem. Zamilknął dopiero, gdy do niego podszedłem i uderzyłem prosto w twarz.
 - Chcesz umrzeć? – spojrzałem na niego - Nigdzie nam się jeszcze nie spieszy – podszedłem bliżej, wyrwałem patelnię z jego ręki i wróciłem do salonu ze spuszczoną głową.
            Ponownie zapadła cisza, ale tym razem wydawało mi się, że trwała wieczność. Gdy stoper odliczający nas czas wskazywał 47 i pół godziny, Junmyeon postanowił przerwać milczenie.
 - Znajdźmy ciemne i odosobnione miejsce, gdzie ich zaniesiemy – rzucił wzrokiem na zakrwawione ciała. Wszyscy wstali i rozpoczęli poszukiwania. Szuranie ich butów było lepsze od ciszy.
 - Tu jest piwnica – Sehun otworzył jedne z drzwi.
            Piwnica była głęboka na dwa piętra, nie było żadnych świateł, panował tam ziąb, a na końcu korytarza znajdowały się zamknięte drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do garażu. Junmyeon i Kyungsoo nieśli Jongdae, a Luhan i ja, Minseoka. Większość wolnego miejsca zajmowały przeróżne meble. W pewnym momencie kopnąłem jakąś metalową półkę, która lekko się przemieściła, ale w ogóle mnie to nie obeszło.
 - Gdzie ich zostawimy? – spytał Kyungsoo.
 - Jak najdalej to możliwe – odpowiedział mu Junmyeon.
            Gdy wychodziłem z piwnicy, dostrzegłem jak Jongin i Yixing wycierają krew z podłogi. Kiedy wszyscy ponownie się zebraliśmy, stoper pokazywał 46 godzin i 32 minuty.
 - Co teraz? – spytał Jongin, wycierając ręce. Chyba kierował to pytanie nie tylko do nas, ale też do samego siebie.
            Spojrzałem jeszcze raz na ścianę z regułami gry, jednak nic się nie zmieniło.
 - Może… - zacząłem, a głos po raz pierwszy mi się zatrząsł. – Może powinniśmy się podzielić.
            Wszyscy spojrzeli na mnie, ale po chwili zwrócili się w stronę Junmyeona. Każdy z nas wiedział co to oznaczało.
            Spojrzałem na niego, a na mojej twarzy malowało się pytanie – czy tak powinniśmy postąpić?
            Nie wiem, może na tym to polega – wydawały mówić jego oczy.
            Czy dostosowanie się do reguł jest jedyną drogą, by przeżyć?
            Prawdopodobnie. Czy nie tego uczą nas od małego? – powoli spuścił wzrok.
            Po kilku minutach podniósł głowę i skierował wzrok ku dwóm osobom, stojącym najbliżej drzwi – Yixingowi i Chanyeolowi.
 - Podzielmy się – ogłosił.
            Obaj wstali bez słowa i przeszli na środek pokoju, gdzie znajdowały się dwa dywaniki – jeden zielony, drugi niebieski.
            Yixing stanął na niebieskim dywaniku i spojrzał na Chanyeola.
 - Kto wybiera pierwszy? – spytał.
 - Użyjmy naszego starego sposobu – odpowiedział Chanyeol z lekkim uśmiechem.
            Policzyli do trzech i tej samej chwili wystawili ręce. Yixing nigdy nie miał szczęścia w papier – kamień - nożyce.
            Chanyeol spojrzał w stronę drużyny K. Wahał się przez dobre dziesięć sekund.
 - Jongin – powiedział. Chłopak wstał z kanapy i stanął u jego boku. Wydawało mi się, że potrząsnęli swoje dłonie za plecami.
 - Kris – zawołał Yixing, w momencie gdy Jongin dotarł do Chanyeola. Byłem niemal pewien, że tak się stanie. Zauważyłem też, że gdy Yixing wypowiadał moje imię, oczy Luhana spochmurniały.
            Stanąłem u boku Yixinga, a Jongin spojrzał na nas pustym wzrokiem i wypowiedział imię, którego żaden z nas się nie spodziewał:
 - Luhan.
            Poczułem jak Yixing łapie mocno moją rękę, jakby chciał tym wyrazić ból jaki odczuwał. Atmosfera się zagęściła, Luhan zmarszczył groźnie brwi i minęło sporo czasu zanim zdecydował powstać i skierować się ku swojej nowej drużynie. Spojrzałem w stronę Jongina, jakby chcąc spytać dlaczego podjął taką decyzję, a nie inną.
            Nawet na mnie nie spojrzał.
 - Bo chcesz zwycięstwa, a bez Luhana nie uda wam się wygrać – powiedział, unosząc głowę. – A poza tym chcę mieć w drużynie kogoś, kto was zrozumie, gdy będziecie mówić do siebie po chińsku.
            Nie doceniłem jego opanowania i spokoju umysłu. Pokręciłem więc głową i uśmiechnąłem się do niego, krzycząc:
 - Oh Sehun, chodź tutaj!

piątek, 26 października 2012

48 godzin - 2 rozdział



Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 1875
Tłumaczka: NiQusia
Beta: Nat



48 godzin


Rozdział drugi

            W Los Angeles było chłodniej niż się spodziewałem, ale oprócz tego nic mnie dzisiaj nie zaskoczyło. Po tym jak opuściliśmy samolot, całą grupą skierowaliśmy się ku strefie bagażowej. Chanyeol, Baekhyun i Jongin prowadzili naszą grupę, przez co słyszałem jedynie głośne paplanie Baekhyuna i przesadzony śmiech Chanyeola.
            Junmyeon, Kyungsoo, Jongdae i Minseok ciągnęli się tuż za nimi. Luhan i Sehun przylgnęli do siebie jak zwykle, jakby to miało zapewnić, że nikt ich nie rozpozna. Zitao szedł u mojego boku i bez przerwy narzekał, że jego kolejne zdjęcia sprzed debiutu wypłynęły do Internetu. Yixing tak jak zwykle zamykał nasz pochód ze słuchawkami na uszach, rozglądając się ciekawsko dookoła.
            Zwolniłem kroku, by Lay mógł mnie dogonić.
 - Powinieneś przestać chodzić ze słuchawkami, bo nie usłyszysz jak inni będą cię wołać – pouczyłem go. Na jego twarzy pojawiła się zamyślona mina, która po chwili zmieniła się w zrozumienie.
 - Ach, nie ma problemu – odpowiedział, ale mimo to nie zdjął słuchawek. Odwróciłem się i ponownie zalała mnie fala żalów wylewanych przez Zitao. Sam nie byłem w najlepszym nastroju z powodu bezsenności na którą ostatnio cierpiałem oraz faktu, że Zhang Yixing dostał burę od menadżera za zasugerowanie krótkiego wypadu do domu, co oznaczało, że i moje plany kilkudniowego powrotu w rodzinne strony szlag trafił.
 - O co chodzi? Masz minę jakby ktoś ci zabił rodziców. Znów źle wymówiłem jakieś słowa? – gdy czekaliśmy na nasz bagaż, Luhan zawsze rzucał takie teksty, zwłaszcza do osób, które nie miały ochoty rozmawiać.
            Zhang Yixing zdjął słuchawki i wymamrotał:
 - On tylko w ciszy płacze nad twoim życiem.
 - Moje życie było wspaniałe, szczególnie zanim cię poznałem – powiedział Luhan, rozglądając się dookoła. – A jeśli uda mi się dojść do samochodu bez żadnego zwichnięcia, moje życie będzie absolutnie perfekcyjne. Poza tym nie ogoliłeś się dobrze – burknął do Yixinga.
 - Za to ty wczoraj nie ogoliłeś nóg, czułem silną obecność męskiego zapachu dzisiaj w samolocie – odparł Yixing, poprawiając kołnierzyk.
 - O co chodzi, jesteś napalony? – zaśmiał się Luhan. – Jeśli potrafisz, powiedz to podczas jutrzejszego wywiadu.
 - Bariera językowa – Yixing pokręcił głową. – Mógłbym o tym wspomnieć w Hunan, ale LA to nie moja działka. Pozwolę żeby lider użył swojego perfekcyjnego angielskiego i w moim imieniu wyraził co czuję.
 - Moglibyście przestać być tak obrzydliwi… - na twarzy Zitao pojawiło się zniesmaczenie. – Zachowujecie się przy ludziach jakbyście byli jedną osobą, Sehun już ci nie wystarcza?
 - O czym mówicie? – wtrącił się Oh Sehun swoim zimnym, nosowym głosem.
 - O niczym ważnym – Luhan się do niego uśmiechnął. – Chcemy zyskać zgodę na krótkie wakacje w tym roku, byśmy mogli wrócić do domu.
 - Wakacje? Kiedy? Jeśli wypadną tak jak ostatnio, będę mógł cię odwieść – zaoferował Sehun.
 - Może… - Luhan posłał zabójcze spojrzenie w stronę Zitao, który cicho chichotał. – Jednak obstawiam, że na 80% nie dostaniemy zgody, skoro twój brat, Yixing dostał już burę od menadżera… Hmm, ale ten zegarek, który kupiłeś, nie jest taki zły.
 - Kupiłem go w jednym sklepie w strefie bezcłowej – Oh Sehun wygładził brwi.
 - Hej! Jak to możliwe, że nie widziałem jak go kupujesz? Kiedy go kupiłeś, dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą, żebym też mógł taki mieć…? – Luhan zaczął jęczeć, a Zitao jedynie przewrócił oczami.
 - Myślicie, że będzie wielu fanów? – spytał Yixing, rozglądając się w koło.
 - Myślę, że nie – odpowiedziałem również się rozglądając. Gdy tylko zauważyłem lustro, zacząłem poprawiać włosy i kołnierzyk.
 - Tak, tak, jesteś najprzystojniejszy na całym świecie – zaśmiał się ze mnie Yixing.
 - Dziękuję – odpowiedziałem mu, nie odwracając wzroku od lustra. – Pierwszy raz słyszę jak prawisz komuś takie komplementy – zamiast odpowiedzi, poczułem lekkiego kuksańca. – Ale jesteś idiotą jak zwykle.
 - IQ żadnego z was nie wzrosło zbytnio. Przykro mi to mówić, ale okres dojrzewania macie już za sobą – zaśmiał się z nas Luhan, ciągnąc za sobą swój bagaż.
 - Po wyjściu szukajcie żółtego busa, nie zgubcie się – pouczyłem resztę grupy i spojrzałem po raz ostatni w lustro, zadowolony z tego jak wyglądam. Zhang Yixing znów się rozejrzał i ponownie założył słuchawki.
            Kilka minut później znaleźliśmy się w lobby lotniska. Liczba fanów, którzy nas powitali była większa niż się spodziewaliśmy, więc mogliśmy jedynie podążać za osobą przed nami za spuszczoną głową.
 - Gdzie zniknął Yixing? – przeskanowałem tłum i zadałem pytanie Luhanowi.
 - Nie szedł za tobą?
 - Kto tak powiedział? – wciąż się rozglądałem, aż zauważyłem go zmierzającego w innym kierunku.
 - Zhang Yixing! – krzyknąłem za nim, ale przez swoje słuchawki nic nie usłyszał. Chanyeol, który widział o co mi chodzi, stanął i zaczął machać rękoma by przywołać chłopaka.
 - Yixing~ chodź tutaj, nie tam~
            Obserwowałem jak uparty Zhang Yixing kierował się w inną stronę. Westchnąłem jedynie i ruszyłem ku niemu.
 - Gdzie znów uciekasz?! – złapałem go za ramię i ściągnąłem słuchawki. – Umarłbyś, gdybyś nie mógł przez chwilę posłuchać muzyki?
            Zhang Yixing spojrzał na mnie zaskoczony i wskazał na coś, co znajdowało się za drzwiami, ku którym szedł.
 - Czy nasz żółty bus…
            Odwróciłem się i zobaczyłem jak Minseok stoi przed busem i macha w naszą stronę.
 - Za mną – pociągnąłem go w stronę, w którą kierowali się inni.
            Nigdy się nie dowiedziałem, że zdanie, którego nie dałem mu dokończyć brzmiało „Czy nasz żółty bus nie stoi tam?”

            5 minut później już wszyscy siedzieliśmy razem w aucie. W fotelu pasażera usadowił się Azjata, który mówił, że należy do personelu. Za kierownicą siedział tubylec.
 - Reszta personelu jedzie drugim busem, wszyscy jedziemy do miejsca, gdzie się zatrzymacie – wytłumaczył płynnym koreańskim. – Niedługo się spotkacie.
 - Mogę spytać – zagaił Kim Junmyeon, - gdzie się zatrzymamy i jak długo zajmie podróż?
            Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
 - Zamieszkacie w bardzo dobrej okolicy, niedługo sami się przekonacie.
 - Cholera! Nie mogę używać telefonu w Stanach? Przecież pytałem o to, powiedzieli mi, że mogę! – Kyungsoo zmarszczył brwi i zaczął grzebać w swojej komórce.
 - Ja też nie łapię sygnału – dodał Chanyeol. – To nic takiego, może trzeba trochę odczekać… patrzcie, patrzcie! Tam wisi nasz plakat! – jego wzrok powędrował na zewnątrz.
 - Faktycznie.
 - Widocznie jesteśmy tu dość popularni.
 - Tylu fanów przyszło nas powitać na lotnisku…
            Wszyscy zebrali się przy szybie i każdy rzucił krótki komentarz. Takie przegadywanie siebie nawzajem to norma podczas naszych spotkań.
            Moją uwagę zwrócił różowy zegarek Sehuna, który nosił Luhan. Obaj właśnie dyskutowali o pierścionku Luhana. Jongin zasnął od razu po wejściu do busa, Zitao cierpliwie ćwiczył przedstawianie się po angielsku, a Chanyeol ułożył głowę na moim ramieniu.
            Zhang Yixing, który jak zwykle był w swoim świecie, nagle odwrócił się w moją stronę, co mnie lekko przestraszyło.
 - Jesteś pewien, że wsiedliśmy do dobrego busa? – spytał.
 - Co jeśli nie? – spojrzałem na niego uważnie, ledwo zauważając, że wszyscy w aucie zaczęli przysypiać. Nawet ja stałem się senny.
            Yixing również wydawał się przemęczony. Spojrzał na swój telefon, potem znów na mnie.
 - Co z tobą? Obudź się, mówię do ciebie…
 - O co ci chodzi? – nie mogłem się skupić, myślałem jedynie o wygrzewaniu się w słońcu.
 - Wczoraj… rozmawiałem przez telefon… z osobą, która nas odbierze… z lotniska… - jego głos wydawał się dobiegać z oddali. – To była kobieta…
            Ostatnie, co pamiętam, to jak zaskoczony chłopak jedną ręką lekko uderzał się w czoło, a drugą potrząsał śpiących członków. Nic więcej nie byłem sobie w stanie przypomnieć.
            Gdy się przebudziłem, jedynie Jongin już nie spał. Wszyscy leżeliśmy na dywanie w salonie. Poczułem jak coś mnie uwiera w szyję.
 - Nie baw się tym. Próbowałem już, nie da się tego zdjąć – powiedział Jongin, siadając na kanapie.
 - Kiedy się obudziłeś?
 - Jakieś pięć minut temu.
            Spojrzałem na zegar, który wskazywał dziesiątą. To znaczy, że spaliśmy ponad cztery godziny.
 - Dlaczego nas nie obudziłeś? – warknąłem, próbując obudzić Luhana.
 - To na nic – odparł beznamiętnym głosem. – Poczekaj chwilę, zaraz wszyscy wstaną.
            Miał rację, w ciągu następnych kilku minut wszyscy zaczęli się przebudzać. Zitao podrapał się po głowie i skierował do toalety, Chanyeol histerycznie zakomunikował, że zniknęła jego torba i komórka, Baekhyun zauważył jak luksusowa jest willa, w której się znajdujemy, a chwilę później zaczął jęczeć jak bardzo chce mu się pić. Sehun spytał o coś Luhana, a ten tylko pokręcił głową. Yixing desperacko próbował zdjąć pierścień, który znajdował się wokół jego szyi, podszedłem do niego i klepnąłem w ręce, sygnalizując by przestał.
            Był to dziwny salon, niezgrany kolorystycznie, w rogu przy drzwiach znajdowało się ogromne lustro, w rogu stała maszyna do tańczenia, a obok schodów znajdował się sejf, zabezpieczony kostką Rubika.
 - Co tu się dzieje? – spytał Junmyeon, podchodząc do mnie i Jongina. Potrząsnął głową, westchnął i zaczął nerwowo poprawiać włosy.
            Jongin wciąż siedział na kanapie i wpatrywał się w drzwi.
 - Żeby otworzyć drzwi wejściowe trzeba znać kod – powiedział nagle.
 - Co? To znaczy, że ktoś nas porwał? – głos Baekhyuna zadrżał, gdy ten zaczął się rozglądać za zgubionym telefonem. Bez skutku.
 - Już odkąd wsiedliśmy do tego busa, coś mi się nie zgadzało – westchnął Luhan. – Ale już jest za późno.
 - Jak to w ogóle możliwe? Przecież dopiero wylądowaliśmy w Ameryce… - spytał Chanyeol.
 - Może to sprawka jakiś szalonych fanów – powiedział Baekhyun z nadzieją w głosie. – Może to tylko żart.
            Wszyscy zamilkli. Nikt nie wierzył w tę teorię.
 - Lepiej żeby tak było – odparł krótko Junmyeon, chowając twarz w dłoniach.
            Nagle Zitao wskazał na ścianę i krzyknął:
 - Patrzcie, coś tam jest!
            Na ścianie obok lustra pojawiły się słowa napisane po angielsku. Czcionka, którą je napisano była słodka, ale ich znaczenie już o wiele mniej.

“Dear boys, welcome to the white paradise, the most magical house in LA.
Let’s play a game.
It’s good for you to know the following things:
Don’t try to get out of the house, it is out of your capabilities.
You have a small magic ring on your neck and there is a small knife hidden inside it. It will give you a little punishment if you break the rules.
You will have to divide yourselves into two teams.
The two boys standing nearest to the door will be the captains. Both of the captains will choose their first team members. The ones who get picked will choose the next members. It goes on like this until nobody is left.
The game is very simple and has only two rules:
1. After 48 hours, only one boy should be alive in this house.
2. The last two boys who are alive should belong to one team.
Good luck my dear boys. We wish you the best of luck in this weekend.
Your housekeepers.”

 - Duizhang, co tam jest napisane? – spytał Zitao, wbijając we mnie wzrok.
            Jeszcze nie oprzytomniałem, jednak na stoperze znajdującym się nad drzwiami pojawił się rząd liczb.

47 h 59 m 59 s







Tłumaczenie napisu:

„Drodzy chłopcy, witajcie w białym raju, najbardziej magicznym domu w Los Angeles.
Zagrajmy.
Musicie jednak znać parę szczegółów:
Nie próbujcie wydostać się z domu, gdyż jest to poza waszym zasięgiem.
Wokół waszych szyi zamontowałem specjalne pierścienie, w których ukryte są małe ostrza. Jeśli złamiecie reguły, czeka was drobna kara.
Musicie podzielić się na dwie drużyny.
Kapitanami drużyn zostaną ci, którzy stoją najbliżej drzwi. Obaj wybiorą po jednym członku  swojej nowej drużyny. Ci, którzy zostali wybrani, wybierają kolejnych. Powtarzacie ten schemat aż wszyscy zostaną rozdzieleni.
Gra jest bardzo prosta i panują jedynie dwie zasady:
  1. Po upłynięciu 48 godzin tylko jeden z was powinien pozostać żywy w tym domu.
  2. Ostatnia para, której uda się przeżyć, musi należeć do tej samej drużyny.
Powodzenia, drodzy chłopcy. Życzymy wam szczęścia.
Wasi gospodarze”