niedziela, 18 listopada 2012

48 godzin - 5 rozdział


Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 3214
Tłumaczka: NiQusia
(Pseudo)Beta: Nat


 - To lider! – krzyknął Chanyeol, zbiegając po schodach. Uklęknął na ziemi i patrzył bezsilnie na Junmyeona. Jongin zbiegł tuż za nim, uniósł delikatnie głowę lidera, ułożył ją na swoich kolanach i usiłował zahamować krwawienie. Odłamek wbity w prawą stronę klatki piersiowej uformował ranę, która mocno krwawiła. Junmyeon jedynie sapał ciężko bez słowa.
 - Liderze! Nie możesz umrzeć! – zawył Chanyeol, płacząc, gdy oddech Junmyeona zwalniał.
 - Ja… ja nie… dlaczego… to lider? – mamrotał do siebie Baekhyun.  
            Jongin w ciszy podniósł głowę i zaczął wpatrywać się w Baekhyuna, a następnie na całą resztę. Chanyeol pchnął Baekhyuna prosto w pierś, a z jego oczu leciały łzy.
 - Coś ty narobił! – krzyknął na chłopaka, który też zaczął szlochać i potrząsać głową.
            Yixing uklęknął i złapał Baekhyuna za ramiona.
 - Spróbuj się uspokoić i wyjaśnij nam co się stało.
 - Wyszedłem szukać wody – spojrzał bezradnie na Yixinga.
 - Tak, wiem. Co stało się później?
 - Obszedłem sofę i zobaczyłem kogoś… miał ubranączapkę i stał przy lustrze z nożem… i latarką… - Baekhyun zaczął się jąkać. – Spojrzał na mnie… trzymał nóż przy swojej twarzy i zaczął się zbliżać… - tłumaczył Baekhyun, płacząc jeszcze mocniej.  – Wtedy… wtedy… wyciągnął rękę w moją stronę… i go odepchnąłem… upadł na lustro… roztrzaskało się.
 - I go zamordowałeś? – spytał Zitao.
 - Nie! Nie! Nie chciałem tego! Nie chciałem! – patrzył na wszystkich z przerażeniem. – Leżał na ziemi i coś powiedział, ale nie mogłem usłyszeć… - Baekhyun próbował sobie wszystko dokładnie przypomnieć. – Wtedy… wtedy… doczołgał się do mnie i złapał mnie za rękę…
            Nikt się nie odezwał. Wszyscy wiedzieliśmy co się później stało. Przerażony Baekhyun złapał odłamek lustra i wbił go w ciało drugiego chłopaka.
 - Liderze… - Sehun i Kyungsoo zbliżyli się do Junmyeona. Reszta z nas nie podeszła, chcieliśmy dać im trochę przestrzeni.
            Jednak oddechy Junmyeona stawały się coraz bardziej urywane. Nie mógł mówić, więc potrząsał jedynie głową. Rozglądnął się po twarzach towarzyszy i nagle chwycił rękę Jongina, jakby chciał mu coś przekazać, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Po jego policzku potoczyła się łza i przestał oddychać.
            Zapewne były to łzy żalu, ponieważ gdy się rozejrzałem, dostrzegłem, że na ziemi nie było żadnego noża, jedynie śrubokręt.
            Luhan podniósł z ziemi narzędzie oraz jedną z śrub, które mocowały ramę lustra. Spojrzał na Baekhyuna.
 - Prawdopodobnie to jest ten nóż, o którym opowiadałeś. Zanim poszliśmy na górę, Junmyeon powiedział, że słyszał jakieś urządzenie za lustrem. O niczym nam nie powiedział, zszedł tu na własną rękę.
 - Czemu ty nam nie powiedziałeś o jego podejrzeniach? – Jongin podniósł na niego wzrok przepełniony goryczą. Luhan nie umiał mu odpowiedzieć.
 - Skąd Luhan miałby wiedzieć, że postanowi zejść na dół? Nie możesz obwiniać innych ludzi! – Zitao jak zwykle brzmiał jak ktoś, kto mówi, co mu ślina na język przyniesie.
 - To on powiedział żeby nie włączać światła w nocy, co doprowadziło do nieporozumienia z Baekhyunem!
 - Hej, koleś! – krzyknął Zitao, nerwowo podciągając rękawy. – To wszystko wina Baekhyuna, więc nie zwalaj tego na nas! To on nam nie ufa! Gdyby tak było, nie pomyślałby, że zeszliśmy na dół, by go zabić w środku nocy!
 - To nie tak… - zaszlochał Baekhyun. – Myślałem, że to ten psychol, który nas tu zamknął…
 - To nie nam osądzać czy Baekhyun zawinił… - Chanyeol nie patrzył na Zitao. – Lider na pewno by mu wybaczył, skoro nie było to umyślne.
 - Och, oczywiście, że to nie ja powinienem go osądzać – oczy Zitao znów stały się czerwone. – Od początku nie chcieliście mnie w tej drużynie.
 - Huang Zitao, zamknij się! – krzyknął na niego Luhan po chińsku.
 - Jeśli tak bardzo nie odpowiada ci nasze towarzystwo, trzeba było powiedzieć – warknął Jongin, podchodząc do Zitao. – Nie potrzebujemy cię.
 - Mówiłem przecież! – Zitao wyglądał na wściekłego i zbliżył się o kilka kroków ku Jonginowi.
 - Chcesz się bić? – Jongin tracił nad sobą kontrolę.
 - Myślisz, że miałbyś przeciwko mnie jakieś szanse? – Tao przekrzywił głowę.
 - Wystarczy – przerwałem ich sprzeczkę.
            Kyungsoo pomógł wstać Baekhyunowi. Jego twarz była mokra od łez, gdy spojrzał w stronę Junmyeona. Yixing podszedł do Zitao, by odciągnąć go od Jongina. Ten spojrzał na niego ze wściekłością, ale Yixing jedynie pokręcił głową.
            Chanyeol ani razu nie spuścił wzroku z Baekhyuna, a Jongin nie ruszył się z miejsca nawet o centymetr.
 - To część gry – powiedziałem Jonginowi.
            Luhan dokładnie się nam przyjrzał, a następnie podszedł do Jongina i pociągnął go za sobą.
 - Chodź, przenieśmy lidera do piwnicy.
            Mina na twarzy Jongina sugerowała, że to jeszcze nie koniec, ale posłusznie odwrócił się w stronę Junmyeona i razem z Chanyeolem znieśli jego ciało do piwnicy. Luhan podbiegł szybko do drzwi i pomógł im je otworzyć. Kyungsoo upadł na ziemię i próbował pozbyć się śladów krwi i pozbierać kawałki lustra. Kilka kawałków które nie wypadły z ramy, odbijały obraz naszych wykrzywionych twarzy.
            Gdy wszyscy trochę się uspokoili, Chanyeol i reszta jego grupy skierowała się ku schodom. Udało mi się jednak zatrzymać na chwilę Luhana.
 - Na górze jest jakaś woda? – spytałem.
            Niecierpliwie pokręcił głową.
 - Sprawdzałem, nie ma nawet w łazience. Mamy za to sporo alkoholu. Całe mnóstwo.
            Alkohol? Upicie się w trupa nie było taką złą opcją, ale podejrzewałem, że zanim udałoby mi się wytrzeźwieć, na stoperze byłyby same zera.
 - Mamy tu jedzenie – powiedział Yixing Luhanowi. Spojrzałem na niego i starałem się nie okazywać zmartwienia.
 - Och, naprawdę? – Luhan spuścił głowę, ale nie powiedział nic więcej.
 - Jesteś głodny? – Yixing patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, a jego głos stał się bardzo głęboki. Kilka lat temu Yixing musiał stracić na wadze przed naszym debiutem, a Luhan ukradł dla niego paczkę zupki błyskawicznej. Gdy dawał ją Yixingowi powiedział „Musisz być głodny” dokładnie takim samym tonem.
            Chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy, pewne rzeczy stały się dla nas nawykiem.
            Luhan podniósł głowę i spojrzał na Yixinga, ale ten tylko chwycił go za rękę i pociągnął za sobą do kuchni. Poszedłem za nimi, a gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem jak otwiera lodówkę i wyjmuje z niej kanapkę.
 - Wszystkie są trzymane w lodówce. Jedz szybko, zjedz tutaj.
            Luhan spojrzał na Yixinga. Po chwili chwycił kanapkę i zaczął ją jeść. Zmuszał się do odgryzania wielkich kawałków i szybkiego połykania, ale po chwili na jego twarzy wykwitł uśmiech, jakiego od dawna nie widziałem.
            Ten, przez który wygląda jak idiota, tak  marszczy przy tym brwi.
 - Chcesz kolejną? – Yixing wskazał na lodówkę.
 - Nie trzeba – Luhan wytarł buzię. – Jeśli szybko do nich nie wrócę, zaczną mnie podejrzewać – Luhan odwrócił się w moją stronę. – Dziękuję – dodał.
            Chociaż zawsze dzieliła nas niewidzialna ściana, czułem że dziękowanie za kanapkę było zupełnie niepotrzebne. W końcu jestem ci winien niezliczoną liczbę posiłków, Luhan.
 - Chcesz żebym zaniósł jedną dla Zitao…? – zapytał mnie.
 - Zapomnij o tym, to zbyt niebezpieczne – zastanowiłem się chwilę. – Poza tym i tak często się głodzi – przypomniało mi się ile razy miał ochotę na chipsy w środku nocy.
 - No to idę – Luhan poklepał Yixinga po ramieniu, kiwnął do mnie głową i pobiegł na górę, zostawiając nas w kuchni.
            Ciemna noc sprawiła, że myślami wróciłem do pewnej zimy sprzed pięciu lat – nocy, podczas której świętowaliśmy chiński nowy rok.
            Pamiętam dokładnie, że Yixing stał w kuchni – dokładnie tak jak dzisiaj – a jego twarz oświetlał blask księżyca. Chwalił mi się wtedy jak wielu ludzi żegnało go, gdy wyruszał z Chin i jak wielkie były ich oczekiwania wobec jego wyjazdu do Korei.
 - Nawet mój dyrektor podczas apelu mówił, że wyjeżdżam do Korei! Mam nawet swoją tiebę! – powiedział z dumą, a na jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Muszę stać się kimś sławnym! Nie wrócę do domu, dopóki mi się to nie uda!
            Yixing z przeszłości był straszną paplą, w przeciwieństwie do tej spokojnej i małomównej osoby, która stała teraz przede mną.
 - Nie jestem taki jak ty, nie wyrosnę na przystojnego faceta. Nie jestem jak inni, którzy bez problemu sobie ze wszystkim radzą – zwiesił głowę. – Jedyne co mi zostaje to być dobrym w jednej rzeczy. Nie. Być najlepszym w jednym aspekcie – już wtedy byłem o niego zazdrosny.
 - Ilu ludzi cię odprowadziło? – spytałem.
            Potarł ręką brodę, gdy próbował sobie ich wszystkich przypomnieć.
 - Mama i tata, dziadkowie z obu stron, ludzie z zajęć artystycznych, było też sporo znajomych z klasy. Mój wychowawca, nauczyciel śpiewu, Pan Oh, kilkoro ludzi z młodszych klas…
 - Jak myślisz, ilu ja mam fanów? – uśmiechnąłem się w jego stronę.
 - Chcesz powiedzieć, że więcej niż ja? – zrobił urażoną minę.
            Spuściłem głowę i powoli nią pokręciłem.
 - Ani jednego – odpowiedziałem krótko. Prawdę mówiąc nie chciałem wypaść tak żałośnie. Po prostu miało to zabrzmieć jak marny żart.
            Yixing trenował taniec jak szalony. Jako pierwszy zaczynał trening i kończył jako ostatni. Tańczył, gdy inni drzemali albo spotykali się ze znajomymi podczas lunchu. Tańczył, gdy inni cieszyli się życiem. Ludzie, którzy kiedyś go ignorowali, musieli zacząć go dostrzegać, patrzeć jak trainee z Chin, mokry od potu, tańczy w studio.
 - Yixing naprawdę musi kochać taniec – powiedział Chanyeol, z którym chodziłem na zajęcia.
 - Desperacko chce zadebiutować – powiedział cicho Kyungsoo do Junmyeona.
            W zimie 2010 roku coś się zmieniło. Wydawał się być spokojniejszy i cichszy niż zazwyczaj. Pewnego razu nakryłem go w łazience pijanego z butelką wina w ręce.
            A zawsze był taki uważny, nigdy nie ryzykował złamania zasad.
            Podniósł głowę i roześmiał się, gdy mnie zobaczył.
 - Myślisz, że zachowujemy się jak durnie?
            Wyjąłem z jego rąk butelkę wina, siadłem obok niego i zacząłem pić.
 - Zerwałem z nią – zajęczał.
 - To tylko zerwanie, prędzej czy później to by się stało – zauważyłem.
 - Tak zatraciłem się w tańcu… - kontynuował, - że straciłem wszystko… czy mimo to uda mi się zadebiutować?
            W ciszy przyjrzałem się jego bladej twarzy.
 - Jeśli nie uda mi się zadebiutować… co wtedy zrobię…? - zaśmiał się cicho. – Nie skończyłem nawet liceum.
 - To samo tyczy się mnie – wpatrywałem się w butelkę.
 - Pięć lat – uniósł dłoń i wyciągnął długie palce. – Daję sobie pięć lat… jeśli przez ten czas nie uda mi się zadebiutować, wrócę do domu.
 - Do czego chcesz wracać?
 - Poszukam pracy, zarobię na jedzenie – uśmiechnął się. – Spójrz na moją twarz… mógłbym się załapać jako tancerz w barze?
            Przyjrzałem mu się i potrząsnąłem głową.
– To będzie mój biznes… jeśli chciałbyś ze mną konkurować, czeka cię operacja plastyczna.
 - Hej – pokręcił na mnie palcem. – Ty jako tancerz w barze? Biznes by zbankrutował, taki z ciebie tancerz…
            Uśmiechnąłem się i podciągnąłem go, by wstał z podłogi. Dopiero wtedy zorientowałem się, że za oknem mży. Nie żebym się tym jakoś specjalnie przejął.
 - Masz papierosa? – spytał mnie z zaczerwienionymi oczami.
 - Myślałem, że nie palisz?
 - Daj mi jednego – zażądał i sięgnął do mojej kieszeni w poszukiwaniu wypełnionej do połowy paczki. Wyjął jednego, włożył go do ust i sięgnął po zapalniczkę. Zajęło mu to wieki.
 - Daj mi to – wyrwałem z jego ręki zapalniczkę i szybko odpaliłem jego papierosa. Natychmiast się zakrztusił i zaniósł kaszlem.
            Wyjąłem z paczki kolejną fajkę i ją też odpaliłem. Chociaż tamtej nocy nasza przyszłość nie była pewna, oboje wiedzieliśmy, że to była najlepsza noc.

            Patrzyłem jak Yixing odprowadza wzrokiem Luhana, który szybko wbiega po schodach, kierując się ku sypialni na piętrze. Oparłem się o blat, również wbijając wzrok w chłopaka. Właśnie witał Chanyeola, który siedział na schodach, a potem poklepał Jongina po ramieniu. O czymś zaczęli dyskutować, ale Luhan wrócił do sypialni, a Chanyeol i Jongin zaczęli w ciszy rozmawiać.
 - Baekhyun nigdy by czegoś takiego nie zrobił, nie wierzę!
 - On na pewno nie, ale co jeśli ktoś mu kazał? – głos Jongina był odrobinę lepiej słyszalny.
            Chanyeol zastygł na dłuższą chwilę.
– Chcesz powiedzieć… że Kris…
 - Ucisz się! – warknął na niego Jongin, rozglądając się nerwowo dookoła.
Chanyeol zakrył usta i wpatrywał się w Jongina w szoku.
– Kris… Kris hyung nigdy by czegoś takiego nie zrobił… jeśli chciałby kogoś zabić, zrobiłby to osobiście.
            Poruszyło mnie to, co usłyszałem. No tak, ktoś z kim trenowałem przez tyle lat i kto widział ile razy oberwało mi się podczas zajęć, musi uważać, że jestem za głupi by wydać komuś rozkaz.
 - Więc czyj pomysł to miałby być? Nie uwierzę, że to Kyungsoo albo Sehun kazali Baekhyunowi zabić lidera – wyszeptał Jongin.
 - Hej… w porównaniu z nimi… - Chanyeol się zamyślił. – Wygląda na to, że to Kris jest najbardziej podejrzany… - wyobraziłem sobie jego głupią minę, zakryłem usta by powstrzymać śmiech.
 - No tak, jest jeszcze Yixing! – wykrzyknął nagle Chanyeol jakby rozwiązał niesamowicie trudną zagadkę.
 - Luhan jest w sypialni, zaraz cię usłyszy! Ścisz głos! – Jongin zakrył mu usta.
 - Ale Yixing… jest też liderem.
 - Ten dzieciak… - Jongin potrząsnął głową i wbił wzrok w sufit. – Jego największym wrogiem jest on sam. No i co z tego, że jest liderem? Pewnie jest tak samo bezużyteczny co ty.
            Chanyeol zwiesił głowę, burknął pod nosem i rzucił Jonginowi spojrzenie jakby bura, którą dostał była zupełnie niezasłużona.
 - Nie sądzę, żeby któryś z nich był do tego zdolny… może to nie jest tak skomplikowane jak nam się wydaje – dodał cicho, wyglądając przez okno, którego nie udało się stłuc.
            Jongin spuścił głowę bez słowa.
 - Lider zszedł na dół sprawdzić co się kryje za lustrem. Baekhyun wyszedł na korytarz i go zobaczył. Ponieważ było ciemno, a on się bał… - kontynuował Chanyeol. – Spanikował i pchnął lidera na lustro.
 - Znam Junmyeona od sześciu lat – wyszeptał Jongin. – Sześć lat… i nigdy nie patrzył na mnie w taki sposób jak wtedy… jakby chciał nam coś powiedzieć… - Chanyeol położył rękę na jego ramieniu. – Gdyby ta gra była prawdziwa… na pewno nie zginę prędzej niż tamci.
            Wiedziałem, że mówiąc „tamci” miał na myśli również mnie.
            Nie chciałem ich dłużej słuchać, a gdy zdecydowałem wrócić do sypialni, drzwi same się otworzyły, a z pokoju wyszedł Baekhyun. W ciemności wydawał się być nadzwyczaj mały. Odgłos otwieranych drzwi zaalarmował Chanyeola, który zaczął wyszukiwać źródła dźwięku. Gdy zorientował się, że to Baekhyun, zignorował Jongina, który próbował go powstrzymać i zbiegł prędko po schodach.
            Przytulił Baekhyuna i pociągnął go na drugie piętro. Chłopak przez chwilę się wahał, jednak wkrótce za nim ruszył.
            Wszedłem do sypialni. Sehun i Kyungsoo leżeli na łóżku, jednak nie byłem pewien czy spali. Yixing siedział przez oknie. To w jego stronę się skierowałem.
 - Naprawdę chce mi się pić – powiedział.
 - Jeśli pójdziesz spać, nie będzie ci się chciało.
 - Być może jutro umrę, więc nie warto spać – wyjrzał przez okno. Na niebie widniało nadzwyczaj dużo gwiazd. A może tylko tak mi się wydawało, skoro nieczęsto na to zwracałem uwagę.
 - To nic pewnego – poklepałem jego rękę. – Może przeżyjesz do samego końca.
 - Ktoś taki jak ja? – spojrzał na siebie z niechęcią.
 - Czyli jaki?
 - Jestem typem, który umiera prawie na początku – powiedział pewnym głosem. – A ostatnio mam strasznego pecha. W tamtym tygodniu popsuł mi się zegarek, tydzień wcześniej lód mi spadł na podłogę, zanim zdążyłem go spróbować…
            Chociaż ciężko było mi porównać wspomniane incydenty z sytuacją w której się znajdowaliśmy, udawałem, że go rozumiem i klepałem po plecach.
 - Do teraz nie pogodziłem się z tym – mówił ze smutkiem, - że przed śmiercią nie będę mógł zjeść smacznego posiłku. Gdyby tylko wiedzieli od ilu lat jestem na diecie…!
            Gdy słuchałem jego opowieści o obżarstwie, na sercu zrobiło mi się ciepło.
 - … od ponad roku nie byłem w domu, nawet nie dostałem jeszcze pensji z tamtego miesiąca… - kontynuował jakby przez te wszystkie niedogodności chciał poprzeć teorię, że śmierć nadeszła w nieodpowiednim momencie.
 - Spójrz, przynajmniej mamy stąd piękne widoki – oparłem się o szybę i wskazałem palcem na zewnątrz.
            Gdy zapadła cisza, zadał mi pytanie:
 - Co byś zrobił, gdybyś przeżył?
            Jego oczy zaświeciły tak jasno jak gwiazdy na zewnątrz.
 - Prowadziłbym normalne życie.
 - Czyli jakie?
 - Pewnie… jadłbym, spał i pił – odpowiedziałem. Gdyby zadał mi to pytanie kilka lat wcześniej, zapewne ominąłbym „picie”.
 - Hej – na jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Gdybyś wiedział, że jutro umrzesz, mógłbyś się wyspać i najeść dzisiaj. Mamy tylko pecha, bo nie ma tu żadnej wody.
 - Nie tego bym chciał – uśmiechnąłem się i wyjrzałem przez okno. – Gdybym miał jutro umrzeć, chciałbym znaleźć kogoś, kogo mógłbym pocałować.
            Zastygł na dwie sekundy, a następnie wybuchł śmiechem.
 - Masz pecha, przez te wszystkie hormony namieszało ci się w głowie. Tu są sami faceci.
 - Dlatego nie umrę.
 - Patrz! Tu lata komarzyca! – zignorował moje spojrzenie i nie przestawał dźgać mnie w bok.
 - Jesteś pewien, że nie zacałowałbym jej na śmierć?
 - Jeśli już naprawdę nie będzie innej opcji, może Luhan zgodzi się współpracować – powiedział zadowolony, podsuwając coraz to głupsze pomysły.
 - Jestem naprawdę wybredny – odpowiedziałem, poprawiając kołnierzyk.
 - Więc gratuluję wyboru swojej prawej ręki przez te wszystkie lata – powiedział z uśmiechem.
            Zastygłem na dwie sekundy i posłałem mu porządnego kopniaka.
 - To nic w porównaniu z romansem, który prowadzisz ze swoją lewą ręką.
            Kontynuowaliśmy rozmowę o głupstwach, tak jak za dawnych dni. Nie pamiętam dokładnie o czym rozmawialiśmy i nie jestem pewien dlaczego wymazało się to z mojej pamięci, ale gdy otwieram usta i mówię do powietrza, wiem jak brzmiałaby jego odpowiedzieć. Niemal potrafię imitować całą postać Zhanga Yixinga.
 - Kończę tę rozmowę – powiedział nagle, zamykając oczy.
 - Dlaczego?
 - Bo muszę oszczędzać ślinę – burknął nie otwierając oczu. – Przez to że się z tobą kumpluję, nie mam szans na ucieczkę, muszę zacząć myśleć o sobie.
 - Gratuluję odkrycia najlepszego sposobu na ocalenie – powiedziałem. – Wszyscy na tym zyskają.
 - Dlaczego nie wybrałem wtedy Luhana?
 - Mogłeś te rozmyślania zatrzymać dla siebie. Nie musisz się nimi ze mną dzielić.
 - Z twoim ilorazem inteligencji, mogę przypuszczać, że niedługo padniesz ofiarą reszty.
 - Jestem większy od innych, nie tak łatwo się mnie pozbyć – powiedziałem z pewnością w głosie. – To ty, dancing machine, byłbyś łatwiejszy do pokonania.
 - Ach, tak, bo sam jesteś taką maszyną… - tym razem spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. – Tak jak ten twój koleżka, może on mógłby nam powiedzieć co się u niech dzieje.
 - Chanyeol…? – przewróciłem oczami. – Może lepiej pomyślisz o Luhanie?
 - Dobra, ale ty najpierw poszukaj Zitao – zmarszczył brwi, oparł się o mnie i ziewnął.
 - Myślisz, że Zitao chciałby w ogóle ze mną rozmawiać? I tak mam szczęście, że nie postanowił mnie walnąć – przykryłem go kocem.
 - Jeśli zrobiłeś coś złego, zasługujesz na karę – powiedział, a mnie zaskoczyło to, że zawsze dawał mi odpowiednie rady w najmniej spodziewanym momencie.
 - Będziesz spać? – spojrzałem na niego. – Nie zostało ci więcej niż 40 godzin życia, a ty przygotowujesz się do snu.
 - To podstawowa ludzka potrzeba, tak jak całowanie – powiedział i zamknął oczy. – Ludzie, którzy umierają we śnie, są prawdziwymi farciarzami.
 - Jeśli ktoś będzie chciał cię zabić, nie ocalę cię.
 - Dobra, w takim razie do zobaczenia w niebie.
 - Co jeśli to ja bym cię zabił? – spytałem nagle.
 - Wtedy pójdziesz do piekła… poza tym ty? Sam? – wyszczerzył się.
            Nie poruszyła mnie jego mina, nawet się zaśmiałem. Przywykliśmy do takiego traktowania się nawzajem.
            Yixing po chwili zaczął przysypiać. Ułożyłem go tak, by opierał się o ramę łóżka, wyszedłem z sypialni i skierowałem się w stronę łazienki. W ciemności dostrzegłem Baekhyuna, który leżał w pobliżu stłuczonego lustra. Nie byłem pewien co robił.
            Drzwi do sypialnie zostawiłem uchylone. Niecałe pół godziny później wstał z podłogi i przeszedł do łazienki. Włączył światło, a ja oparłem się o drzwi i obserwowałem jak podchodzi do lustra, wyjmuje swój eyeliner i zaczyna malować oczy. Zaczął od lewego, potem przeszedł do prawego i co chwila rozmazywał delikatnie makijaż, jakby się przygotowywał do wyjścia na scenę.
            Spuściłem głowę i starałem się zwalczyć dziwne uczucie. Nic nie rozumiałem. Wróciłem do sypialni, zostawiając za sobą uchylone drzwi. 

2 komentarze:

  1. Boże, Baekhyun, co on robi. Mam chujowy humor, jeszcze czytam to i płaczę. Boże, moje życie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ledwo znam exo, rozróżniam jedynie kilku z nich, ale siedzę z otwartą stroną zespołu i dwunastoma zakładkami z ich zdjęciami, tylko dla tego opowiadania. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg tłumaczeń ~

    OdpowiedzUsuń