Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Liczba słów: 3214
Tłumaczka: NiQusia
(Pseudo)Beta: Nat
- To lider! –
krzyknął Chanyeol, zbiegając po schodach. Uklęknął na ziemi i patrzył bezsilnie
na Junmyeona. Jongin zbiegł tuż za nim, uniósł delikatnie głowę lidera, ułożył
ją na swoich kolanach i usiłował zahamować krwawienie. Odłamek wbity w prawą
stronę klatki piersiowej uformował ranę, która mocno krwawiła. Junmyeon jedynie
sapał ciężko bez słowa.
- Liderze! Nie możesz
umrzeć! – zawył Chanyeol, płacząc, gdy oddech Junmyeona zwalniał.
- Ja… ja nie…
dlaczego… to lider? – mamrotał do siebie Baekhyun.
Jongin w
ciszy podniósł głowę i zaczął wpatrywać się w Baekhyuna, a następnie na całą
resztę. Chanyeol pchnął Baekhyuna prosto w pierś, a z jego oczu leciały łzy.
- Coś ty narobił! –
krzyknął na chłopaka, który też zaczął szlochać i potrząsać głową.
Yixing
uklęknął i złapał Baekhyuna za ramiona.
- Spróbuj się
uspokoić i wyjaśnij nam co się stało.
- Wyszedłem szukać
wody – spojrzał bezradnie na Yixinga.
- Tak, wiem. Co stało
się później?
- Obszedłem sofę i
zobaczyłem kogoś… miał ubranączapkę i stał przy lustrze z nożem… i latarką… -
Baekhyun zaczął się jąkać. – Spojrzał na mnie… trzymał nóż przy swojej twarzy i
zaczął się zbliżać… - tłumaczył Baekhyun, płacząc jeszcze mocniej. – Wtedy… wtedy… wyciągnął rękę w moją stronę…
i go odepchnąłem… upadł na lustro… roztrzaskało się.
- I go zamordowałeś?
– spytał Zitao.
- Nie! Nie! Nie
chciałem tego! Nie chciałem! – patrzył na wszystkich z przerażeniem. – Leżał na
ziemi i coś powiedział, ale nie mogłem usłyszeć… - Baekhyun próbował sobie
wszystko dokładnie przypomnieć. – Wtedy… wtedy… doczołgał się do mnie i złapał
mnie za rękę…
Nikt się
nie odezwał. Wszyscy wiedzieliśmy co się później stało. Przerażony Baekhyun
złapał odłamek lustra i wbił go w ciało drugiego chłopaka.
- Liderze… - Sehun i
Kyungsoo zbliżyli się do Junmyeona. Reszta z nas nie podeszła, chcieliśmy dać
im trochę przestrzeni.
Jednak
oddechy Junmyeona stawały się coraz bardziej urywane. Nie mógł mówić, więc
potrząsał jedynie głową. Rozglądnął się po twarzach towarzyszy i nagle chwycił
rękę Jongina, jakby chciał mu coś przekazać, ale nie mógł wydusić z siebie
słowa. Po jego policzku potoczyła się łza i przestał oddychać.
Zapewne
były to łzy żalu, ponieważ gdy się rozejrzałem, dostrzegłem, że na ziemi nie było
żadnego noża, jedynie śrubokręt.
Luhan
podniósł z ziemi narzędzie oraz jedną z śrub, które mocowały ramę lustra.
Spojrzał na Baekhyuna.
- Prawdopodobnie to
jest ten nóż, o którym opowiadałeś. Zanim poszliśmy na górę, Junmyeon
powiedział, że słyszał jakieś urządzenie za lustrem. O niczym nam nie
powiedział, zszedł tu na własną rękę.
- Czemu ty nam nie
powiedziałeś o jego podejrzeniach? – Jongin podniósł na niego wzrok
przepełniony goryczą. Luhan nie umiał mu odpowiedzieć.
- Skąd Luhan miałby
wiedzieć, że postanowi zejść na dół? Nie możesz obwiniać innych ludzi! – Zitao
jak zwykle brzmiał jak ktoś, kto mówi, co mu ślina na język przyniesie.
- To on powiedział
żeby nie włączać światła w nocy, co doprowadziło do nieporozumienia z
Baekhyunem!
- Hej, koleś! –
krzyknął Zitao, nerwowo podciągając rękawy. – To wszystko wina Baekhyuna, więc
nie zwalaj tego na nas! To on nam nie ufa! Gdyby tak było, nie pomyślałby, że
zeszliśmy na dół, by go zabić w środku nocy!
- To nie tak… -
zaszlochał Baekhyun. – Myślałem, że to ten psychol, który nas tu zamknął…
- To nie nam osądzać
czy Baekhyun zawinił… - Chanyeol nie patrzył na Zitao. – Lider na pewno by mu
wybaczył, skoro nie było to umyślne.
- Och, oczywiście, że
to nie ja powinienem go osądzać – oczy Zitao znów stały się czerwone. – Od
początku nie chcieliście mnie w tej drużynie.
- Huang Zitao,
zamknij się! – krzyknął na niego Luhan po chińsku.
- Jeśli tak bardzo
nie odpowiada ci nasze towarzystwo, trzeba było powiedzieć – warknął Jongin,
podchodząc do Zitao. – Nie potrzebujemy cię.
- Mówiłem przecież! –
Zitao wyglądał na wściekłego i zbliżył się o kilka kroków ku Jonginowi.
- Chcesz się bić? –
Jongin tracił nad sobą kontrolę.
- Myślisz, że miałbyś
przeciwko mnie jakieś szanse? – Tao przekrzywił głowę.
- Wystarczy –
przerwałem ich sprzeczkę.
Kyungsoo
pomógł wstać Baekhyunowi. Jego twarz była mokra od łez, gdy spojrzał w stronę
Junmyeona. Yixing podszedł do Zitao, by odciągnąć go od Jongina. Ten spojrzał
na niego ze wściekłością, ale Yixing jedynie pokręcił głową.
Chanyeol
ani razu nie spuścił wzroku z Baekhyuna, a Jongin nie ruszył się z miejsca
nawet o centymetr.
- To część gry –
powiedziałem Jonginowi.
Luhan
dokładnie się nam przyjrzał, a następnie podszedł do Jongina i pociągnął go za
sobą.
- Chodź, przenieśmy
lidera do piwnicy.
Mina na
twarzy Jongina sugerowała, że to jeszcze nie koniec, ale posłusznie odwrócił
się w stronę Junmyeona i razem z Chanyeolem znieśli jego ciało do piwnicy. Luhan
podbiegł szybko do drzwi i pomógł im je otworzyć. Kyungsoo upadł na ziemię i
próbował pozbyć się śladów krwi i pozbierać kawałki lustra. Kilka kawałków
które nie wypadły z ramy, odbijały obraz naszych wykrzywionych twarzy.
Gdy wszyscy
trochę się uspokoili, Chanyeol i reszta jego grupy skierowała się ku schodom.
Udało mi się jednak zatrzymać na chwilę Luhana.
- Na górze jest jakaś
woda? – spytałem.
Niecierpliwie
pokręcił głową.
- Sprawdzałem, nie ma
nawet w łazience. Mamy za to sporo alkoholu. Całe mnóstwo.
Alkohol?
Upicie się w trupa nie było taką złą opcją, ale podejrzewałem, że zanim udałoby
mi się wytrzeźwieć, na stoperze byłyby same zera.
- Mamy tu jedzenie –
powiedział Yixing Luhanowi. Spojrzałem na niego i starałem się nie okazywać
zmartwienia.
- Och, naprawdę? –
Luhan spuścił głowę, ale nie powiedział nic więcej.
- Jesteś głodny? –
Yixing patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, a jego głos stał się bardzo
głęboki. Kilka lat temu Yixing musiał stracić na wadze przed naszym debiutem, a
Luhan ukradł dla niego paczkę zupki błyskawicznej. Gdy dawał ją Yixingowi
powiedział „Musisz być głodny” dokładnie takim samym tonem.
Chociaż nie
zdajemy sobie z tego sprawy, pewne rzeczy stały się dla nas nawykiem.
Luhan
podniósł głowę i spojrzał na Yixinga, ale ten tylko chwycił go za rękę i
pociągnął za sobą do kuchni. Poszedłem za nimi, a gdy dotarłem na miejsce,
zobaczyłem jak otwiera lodówkę i wyjmuje z niej kanapkę.
- Wszystkie są
trzymane w lodówce. Jedz szybko, zjedz tutaj.
Luhan
spojrzał na Yixinga. Po chwili chwycił kanapkę i zaczął ją jeść. Zmuszał się do
odgryzania wielkich kawałków i szybkiego połykania, ale po chwili na jego
twarzy wykwitł uśmiech, jakiego od dawna nie widziałem.
Ten, przez
który wygląda jak idiota, tak marszczy
przy tym brwi.
- Chcesz kolejną? –
Yixing wskazał na lodówkę.
- Nie trzeba – Luhan
wytarł buzię. – Jeśli szybko do nich nie wrócę, zaczną mnie podejrzewać – Luhan
odwrócił się w moją stronę. – Dziękuję – dodał.
Chociaż
zawsze dzieliła nas niewidzialna ściana, czułem że dziękowanie za kanapkę było
zupełnie niepotrzebne. W końcu jestem ci winien niezliczoną liczbę posiłków,
Luhan.
- Chcesz żebym
zaniósł jedną dla Zitao…? – zapytał mnie.
- Zapomnij o tym, to
zbyt niebezpieczne – zastanowiłem się chwilę. – Poza tym i tak często się
głodzi – przypomniało mi się ile razy miał ochotę na chipsy w środku nocy.
- No to idę – Luhan
poklepał Yixinga po ramieniu, kiwnął do mnie głową i pobiegł na górę,
zostawiając nas w kuchni.
Ciemna noc
sprawiła, że myślami wróciłem do pewnej zimy sprzed pięciu lat – nocy, podczas
której świętowaliśmy chiński nowy rok.
Pamiętam
dokładnie, że Yixing stał w kuchni – dokładnie tak jak dzisiaj – a jego twarz
oświetlał blask księżyca. Chwalił mi się wtedy jak wielu ludzi żegnało go, gdy
wyruszał z Chin i jak wielkie były ich oczekiwania wobec jego wyjazdu do Korei.
- Nawet mój dyrektor
podczas apelu mówił, że wyjeżdżam do Korei! Mam nawet swoją tiebę! – powiedział
z dumą, a na jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Muszę stać się kimś
sławnym! Nie wrócę do domu, dopóki mi się to nie uda!
Yixing z
przeszłości był straszną paplą, w przeciwieństwie do tej spokojnej i małomównej
osoby, która stała teraz przede mną.
- Nie jestem taki jak
ty, nie wyrosnę na przystojnego faceta. Nie jestem jak inni, którzy bez
problemu sobie ze wszystkim radzą – zwiesił głowę. – Jedyne co mi zostaje to
być dobrym w jednej rzeczy. Nie. Być najlepszym w jednym aspekcie – już wtedy
byłem o niego zazdrosny.
- Ilu ludzi cię
odprowadziło? – spytałem.
Potarł ręką
brodę, gdy próbował sobie ich wszystkich przypomnieć.
- Mama i tata,
dziadkowie z obu stron, ludzie z zajęć artystycznych, było też sporo znajomych
z klasy. Mój wychowawca, nauczyciel śpiewu, Pan Oh, kilkoro ludzi z młodszych
klas…
- Jak myślisz, ilu ja
mam fanów? – uśmiechnąłem się w jego stronę.
- Chcesz powiedzieć,
że więcej niż ja? – zrobił urażoną minę.
Spuściłem
głowę i powoli nią pokręciłem.
- Ani jednego –
odpowiedziałem krótko. Prawdę mówiąc nie chciałem wypaść tak żałośnie. Po
prostu miało to zabrzmieć jak marny żart.
Yixing
trenował taniec jak szalony. Jako pierwszy zaczynał trening i kończył jako
ostatni. Tańczył, gdy inni drzemali albo spotykali się ze znajomymi podczas
lunchu. Tańczył, gdy inni cieszyli się życiem. Ludzie, którzy kiedyś go
ignorowali, musieli zacząć go dostrzegać, patrzeć jak trainee z Chin, mokry od
potu, tańczy w studio.
- Yixing naprawdę
musi kochać taniec – powiedział Chanyeol, z którym chodziłem na zajęcia.
- Desperacko chce
zadebiutować – powiedział cicho Kyungsoo do Junmyeona.
W zimie
2010 roku coś się zmieniło. Wydawał się być spokojniejszy i cichszy niż
zazwyczaj. Pewnego razu nakryłem go w łazience pijanego z butelką wina w ręce.
A zawsze
był taki uważny, nigdy nie ryzykował złamania zasad.
Podniósł
głowę i roześmiał się, gdy mnie zobaczył.
- Myślisz, że
zachowujemy się jak durnie?
Wyjąłem z
jego rąk butelkę wina, siadłem obok niego i zacząłem pić.
- Zerwałem z nią –
zajęczał.
- To tylko zerwanie,
prędzej czy później to by się stało – zauważyłem.
- Tak zatraciłem się
w tańcu… - kontynuował, - że straciłem wszystko… czy mimo to uda mi się
zadebiutować?
W ciszy
przyjrzałem się jego bladej twarzy.
- Jeśli nie uda mi
się zadebiutować… co wtedy zrobię…? - zaśmiał się cicho. – Nie skończyłem nawet
liceum.
- To samo tyczy się
mnie – wpatrywałem się w butelkę.
- Pięć lat – uniósł
dłoń i wyciągnął długie palce. – Daję sobie pięć lat… jeśli przez ten czas nie
uda mi się zadebiutować, wrócę do domu.
- Do czego chcesz
wracać?
- Poszukam pracy,
zarobię na jedzenie – uśmiechnął się. – Spójrz na moją twarz… mógłbym się
załapać jako tancerz w barze?
Przyjrzałem
mu się i potrząsnąłem głową.
– To będzie mój biznes… jeśli chciałbyś ze mną konkurować,
czeka cię operacja plastyczna.
- Hej – pokręcił na
mnie palcem. – Ty jako tancerz w barze? Biznes by zbankrutował, taki z ciebie tancerz…
Uśmiechnąłem
się i podciągnąłem go, by wstał z podłogi. Dopiero wtedy zorientowałem się, że
za oknem mży. Nie żebym się tym jakoś specjalnie przejął.
- Masz papierosa? –
spytał mnie z zaczerwienionymi oczami.
- Myślałem, że nie
palisz?
- Daj mi jednego –
zażądał i sięgnął do mojej kieszeni w poszukiwaniu wypełnionej do połowy
paczki. Wyjął jednego, włożył go do ust i sięgnął po zapalniczkę. Zajęło mu to
wieki.
- Daj mi to –
wyrwałem z jego ręki zapalniczkę i szybko odpaliłem jego papierosa. Natychmiast
się zakrztusił i zaniósł kaszlem.
Wyjąłem z
paczki kolejną fajkę i ją też odpaliłem. Chociaż tamtej nocy nasza przyszłość
nie była pewna, oboje wiedzieliśmy, że to była najlepsza noc.
Patrzyłem
jak Yixing odprowadza wzrokiem Luhana, który szybko wbiega po schodach,
kierując się ku sypialni na piętrze. Oparłem się o blat, również wbijając wzrok
w chłopaka. Właśnie witał Chanyeola, który siedział na schodach, a potem poklepał
Jongina po ramieniu. O czymś zaczęli dyskutować, ale Luhan wrócił do sypialni,
a Chanyeol i Jongin zaczęli w ciszy rozmawiać.
- Baekhyun nigdy by
czegoś takiego nie zrobił, nie wierzę!
- On na pewno nie,
ale co jeśli ktoś mu kazał? – głos Jongina był odrobinę lepiej słyszalny.
Chanyeol
zastygł na dłuższą chwilę.
– Chcesz powiedzieć… że Kris…
- Ucisz się! –
warknął na niego Jongin, rozglądając się nerwowo dookoła.
Chanyeol zakrył usta i wpatrywał się w Jongina w szoku.
– Kris… Kris hyung nigdy by czegoś takiego nie zrobił… jeśli
chciałby kogoś zabić, zrobiłby to osobiście.
Poruszyło
mnie to, co usłyszałem. No tak, ktoś z kim trenowałem przez tyle lat i kto
widział ile razy oberwało mi się podczas zajęć, musi uważać, że jestem za głupi
by wydać komuś rozkaz.
- Więc czyj pomysł to
miałby być? Nie uwierzę, że to Kyungsoo albo Sehun kazali Baekhyunowi zabić
lidera – wyszeptał Jongin.
- Hej… w porównaniu z
nimi… - Chanyeol się zamyślił. – Wygląda na to, że to Kris jest najbardziej
podejrzany… - wyobraziłem sobie jego głupią minę, zakryłem usta by powstrzymać
śmiech.
- No tak, jest
jeszcze Yixing! – wykrzyknął nagle Chanyeol jakby rozwiązał niesamowicie trudną
zagadkę.
- Luhan jest w
sypialni, zaraz cię usłyszy! Ścisz głos! – Jongin zakrył mu usta.
- Ale Yixing… jest
też liderem.
- Ten dzieciak… -
Jongin potrząsnął głową i wbił wzrok w sufit. – Jego największym wrogiem jest
on sam. No i co z tego, że jest liderem? Pewnie jest tak samo bezużyteczny co
ty.
Chanyeol
zwiesił głowę, burknął pod nosem i rzucił Jonginowi spojrzenie jakby bura,
którą dostał była zupełnie niezasłużona.
- Nie sądzę, żeby
któryś z nich był do tego zdolny… może to nie jest tak skomplikowane jak nam
się wydaje – dodał cicho, wyglądając przez okno, którego nie udało się stłuc.
Jongin
spuścił głowę bez słowa.
- Lider zszedł na dół
sprawdzić co się kryje za lustrem. Baekhyun wyszedł na korytarz i go zobaczył.
Ponieważ było ciemno, a on się bał… - kontynuował Chanyeol. – Spanikował i
pchnął lidera na lustro.
- Znam Junmyeona od
sześciu lat – wyszeptał Jongin. – Sześć lat… i nigdy nie patrzył na mnie w taki
sposób jak wtedy… jakby chciał nam coś powiedzieć… - Chanyeol położył rękę na
jego ramieniu. – Gdyby ta gra była prawdziwa… na pewno nie zginę prędzej niż
tamci.
Wiedziałem,
że mówiąc „tamci” miał na myśli również mnie.
Nie
chciałem ich dłużej słuchać, a gdy zdecydowałem wrócić do sypialni, drzwi same
się otworzyły, a z pokoju wyszedł Baekhyun. W ciemności wydawał się być
nadzwyczaj mały. Odgłos otwieranych drzwi zaalarmował Chanyeola, który zaczął
wyszukiwać źródła dźwięku. Gdy zorientował się, że to Baekhyun, zignorował
Jongina, który próbował go powstrzymać i zbiegł prędko po schodach.
Przytulił
Baekhyuna i pociągnął go na drugie piętro. Chłopak przez chwilę się wahał,
jednak wkrótce za nim ruszył.
Wszedłem do
sypialni. Sehun i Kyungsoo leżeli na łóżku, jednak nie byłem pewien czy spali.
Yixing siedział przez oknie. To w jego stronę się skierowałem.
- Naprawdę chce mi
się pić – powiedział.
- Jeśli pójdziesz
spać, nie będzie ci się chciało.
- Być może jutro
umrę, więc nie warto spać – wyjrzał przez okno. Na niebie widniało nadzwyczaj
dużo gwiazd. A może tylko tak mi się wydawało, skoro nieczęsto na to zwracałem
uwagę.
- To nic pewnego –
poklepałem jego rękę. – Może przeżyjesz do samego końca.
- Ktoś taki jak ja? –
spojrzał na siebie z niechęcią.
- Czyli jaki?
- Jestem typem, który
umiera prawie na początku – powiedział pewnym głosem. – A ostatnio mam
strasznego pecha. W tamtym tygodniu popsuł mi się zegarek, tydzień wcześniej
lód mi spadł na podłogę, zanim zdążyłem go spróbować…
Chociaż
ciężko było mi porównać wspomniane incydenty z sytuacją w której się
znajdowaliśmy, udawałem, że go rozumiem i klepałem po plecach.
- Do teraz nie
pogodziłem się z tym – mówił ze smutkiem, - że przed śmiercią nie będę mógł
zjeść smacznego posiłku. Gdyby tylko wiedzieli od ilu lat jestem na diecie…!
Gdy
słuchałem jego opowieści o obżarstwie, na sercu zrobiło mi się ciepło.
- … od ponad roku nie
byłem w domu, nawet nie dostałem jeszcze pensji z tamtego miesiąca… -
kontynuował jakby przez te wszystkie niedogodności chciał poprzeć teorię, że
śmierć nadeszła w nieodpowiednim momencie.
- Spójrz,
przynajmniej mamy stąd piękne widoki – oparłem się o szybę i wskazałem palcem
na zewnątrz.
Gdy zapadła
cisza, zadał mi pytanie:
- Co byś zrobił, gdybyś
przeżył?
Jego oczy
zaświeciły tak jasno jak gwiazdy na zewnątrz.
- Prowadziłbym
normalne życie.
- Czyli jakie?
- Pewnie… jadłbym,
spał i pił – odpowiedziałem. Gdyby zadał mi to pytanie kilka lat wcześniej,
zapewne ominąłbym „picie”.
- Hej – na jego
policzkach pojawiły się dołeczki. – Gdybyś wiedział, że jutro umrzesz, mógłbyś
się wyspać i najeść dzisiaj. Mamy tylko pecha, bo nie ma tu żadnej wody.
- Nie tego bym chciał
– uśmiechnąłem się i wyjrzałem przez okno. – Gdybym miał jutro umrzeć,
chciałbym znaleźć kogoś, kogo mógłbym pocałować.
Zastygł na
dwie sekundy, a następnie wybuchł śmiechem.
- Masz pecha, przez
te wszystkie hormony namieszało ci się w głowie. Tu są sami faceci.
- Dlatego nie umrę.
- Patrz! Tu lata
komarzyca! – zignorował moje spojrzenie i nie przestawał dźgać mnie w bok.
- Jesteś pewien, że
nie zacałowałbym jej na śmierć?
- Jeśli już naprawdę
nie będzie innej opcji, może Luhan zgodzi się współpracować – powiedział
zadowolony, podsuwając coraz to głupsze pomysły.
- Jestem naprawdę
wybredny – odpowiedziałem, poprawiając kołnierzyk.
- Więc gratuluję
wyboru swojej prawej ręki przez te wszystkie lata – powiedział z uśmiechem.
Zastygłem
na dwie sekundy i posłałem mu porządnego kopniaka.
- To nic w porównaniu
z romansem, który prowadzisz ze swoją lewą ręką.
Kontynuowaliśmy
rozmowę o głupstwach, tak jak za dawnych dni. Nie pamiętam dokładnie o czym
rozmawialiśmy i nie jestem pewien dlaczego wymazało się to z mojej pamięci, ale
gdy otwieram usta i mówię do powietrza, wiem jak brzmiałaby jego odpowiedzieć.
Niemal potrafię imitować całą postać Zhanga Yixinga.
- Kończę tę rozmowę –
powiedział nagle, zamykając oczy.
- Dlaczego?
- Bo muszę oszczędzać
ślinę – burknął nie otwierając oczu. – Przez to że się z tobą kumpluję, nie mam
szans na ucieczkę, muszę zacząć myśleć o sobie.
- Gratuluję odkrycia
najlepszego sposobu na ocalenie – powiedziałem. – Wszyscy na tym zyskają.
- Dlaczego nie
wybrałem wtedy Luhana?
- Mogłeś te
rozmyślania zatrzymać dla siebie. Nie musisz się nimi ze mną dzielić.
- Z twoim ilorazem
inteligencji, mogę przypuszczać, że niedługo padniesz ofiarą reszty.
- Jestem większy od
innych, nie tak łatwo się mnie pozbyć – powiedziałem z pewnością w głosie. – To
ty, dancing machine, byłbyś łatwiejszy do pokonania.
- Ach, tak, bo sam
jesteś taką maszyną… - tym razem spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. – Tak jak
ten twój koleżka, może on mógłby nam powiedzieć co się u niech dzieje.
- Chanyeol…? –
przewróciłem oczami. – Może lepiej pomyślisz o Luhanie?
- Dobra, ale ty
najpierw poszukaj Zitao – zmarszczył brwi, oparł się o mnie i ziewnął.
- Myślisz, że Zitao
chciałby w ogóle ze mną rozmawiać? I tak mam szczęście, że nie postanowił mnie
walnąć – przykryłem go kocem.
- Jeśli zrobiłeś coś
złego, zasługujesz na karę – powiedział, a mnie zaskoczyło to, że zawsze dawał
mi odpowiednie rady w najmniej spodziewanym momencie.
- Będziesz spać? –
spojrzałem na niego. – Nie zostało ci więcej niż 40 godzin życia, a ty
przygotowujesz się do snu.
- To podstawowa
ludzka potrzeba, tak jak całowanie – powiedział i zamknął oczy. – Ludzie,
którzy umierają we śnie, są prawdziwymi farciarzami.
- Jeśli ktoś będzie
chciał cię zabić, nie ocalę cię.
- Dobra, w takim
razie do zobaczenia w niebie.
- Co jeśli to ja bym
cię zabił? – spytałem nagle.
- Wtedy pójdziesz do
piekła… poza tym ty? Sam? – wyszczerzył się.
Nie
poruszyła mnie jego mina, nawet się zaśmiałem. Przywykliśmy do takiego
traktowania się nawzajem.
Yixing po
chwili zaczął przysypiać. Ułożyłem go tak, by opierał się o ramę łóżka, wyszedłem
z sypialni i skierowałem się w stronę łazienki. W ciemności dostrzegłem
Baekhyuna, który leżał w pobliżu stłuczonego lustra. Nie byłem pewien co robił.
Drzwi do
sypialnie zostawiłem uchylone. Niecałe pół godziny później wstał z podłogi i
przeszedł do łazienki. Włączył światło, a ja oparłem się o drzwi i obserwowałem
jak podchodzi do lustra, wyjmuje swój eyeliner i zaczyna malować oczy. Zaczął
od lewego, potem przeszedł do prawego i co chwila rozmazywał delikatnie
makijaż, jakby się przygotowywał do wyjścia na scenę.
Spuściłem głowę
i starałem się zwalczyć dziwne uczucie. Nic nie rozumiałem. Wróciłem do
sypialni, zostawiając za sobą uchylone drzwi.